Minął już tydzień od zakończenia tegorocznej edycji młodego poznańskiego festiwalu. Oczekiwania co do potencjalnych doznań były wysokie, a apetyt na świeże przeżycia zaostrzony – organizatorzy wydarzenia zapraszali w końcu na awangardę w zamkowym (toż to niezawodnym) wydaniu. Rozpiska koncertów nie była długa, zwiastowała za to miejsce na skupienie i koncentrację na propozycji muzycznej. Zaciekawionego słuchacza przyciągać miały dwie odmienne (bo zestawione ze sobą) odsłony tego samego świata – twórczość przedstawicieli polskiej i zagranicznej niezależnej sceny elektronicznej. Ręce zacierały się same, nie trzeba było przypominać sobie o pandemii i wciąż obecnym widmie słuchania muzyki tylko i wyłącznie we własnych czterech ścianach.

Najbardziej wymagający słuchacze  

Pierwszy z koncertów odbywał się w zasadzie poza głównym line-upem, a muzycy zagrali go na… innej planecie. Bo wszystko możliwe jest w dziecięcym świecie, a więc również podczas μHiatus. Dla jeszcze niezorientowanych trzeba sprawę zarysować – organizatorzy zainaugurowali w tym roku wydarzenie, które w teorii ma być przedsięwzięciem oddzielonym od programu wieczornych koncertów. Za pomysłem by stworzyć awangardowy festiwal dla najmłodszych stanęły szlachetne argumenty – zaproszenie dzieci do zapoznania się z niesztampową muzyką, w specjalnie przygotowanych do tego warunkach (w pobudzającym ciekawość anturażu i przy odpowiednim poziomie głośności muzyki).

Pierwszego dnia koncert dla licznie zgromadzonych maluchów i ich rodziców zagrało Seti Setters – trio bazujące na syntezatorach, pianinie i kontrabasie. Dzieci w odsłuchanie występu włączone zostały mimochodem, w trakcie trwającego spektaklu teatru Pomarańczowy Cylinder – humorystycznego przedstawienia w udany sposób (co wynikało z zaangażowania oglądających)  opowiadającego o tym jak istotna w życiu człowieka jest ekologia. Na samą muzykę mali widzowie reagowali różnie – zarejestrowałem śmiałe podchodzenie do instrumentów, swawolny taniec, ale też spokojne przyglądanie i przysłuchiwanie się twórcom. Całość opierała się oczywiście na symfonii sali wypełnionej poruszoną młodzieżą – koncercie śmiechu, pokrzykiwań, płaczu, zabawy… Równie ważnym, jak nie bardziej od tego, na który docelowo zaproszeni zostali słuchacze. Kolejnego dnia zrezygnowałem z udziału w mikro Hiatusie, tracąc widoki na zupełnie nowe przedstawienie Pomarańczowego Cylindra oraz konfrontację duetu LXMP z młodzieńczym żywiołem.

Płynąć, biec i odpoczywać z dźwiękiem

Ale Hiatus dla najmłodszych był dopiero dobrego początkiem. Wieczorem, bez zbędnej zwłoki, po oficjalnym wprowadzeniu na fale radia Afera, swój występ rozpoczął widziany już wcześniej zespół Seti Setters. Panowie (Dawid Dąbrowski, Justyn Małodobry i Kuba Płużek) zaprezentowali publiczności improwizację, którą nie sposób podporządkować jakiejś konkretnej ramie – jazzowy popis, śmiało prowadzony przez charyzmatycznego pianistę, bez szwanku zamieniał się w elektroniczną impresję, itd. itd. Każdy, kto konfrontował się z tym występem miał za zadanie znaleźć w nim punktu zaczepienia dla siebie – tak podpowiadało mi moje własne odczucie co do prezentowanych dźwięków. A jeśli mówi się, że czasami warto po prostu płynąć z muzycznym prądem, to wyprawę z Seti Setters przyrównałbym bardziej do biegu o zmiennym tempie. I jak to tam było z tym uwalnianiem się endorfin? Muzycy pozostali na scenie na dłużej, za sprawą wywiadu prowadzonego przez dziennikarza radia Afera, co zdecydowanie dodało uroku całemu spotkaniu.

Pierwszy dzień festiwalu zamykał gość zza granicy – Rashad Becker. Muzyk poskładał przed słuchaczami swój występ z dźwięków wydawałoby się zupełnie niezależnych, broniących się samodzielnie poza konwencją. Niby to spontaniczność, a niby premedytacja kierowała jego ręką po syntezatorze w taki sposób, że z dźwiękowych strzałów, odprysków, uwolnień, układała się kompozycja, w której można było… odpocząć. Był to eksperyment więcej niż udany. Ten występ zrobił na mnie zdecydowanie największe wrażenie podczas całego festiwalu.

.

.

Drugi wieczór rozpoczął się od koncertu duetu, który „powinien być trio albo kwartetem, tyle, że we dwóch jest fajniej”, jak można przeczytać w jego biogramie. Piotr Zabrocki i Macio Moretti rzeczywiście zdobyli publiczność wzajemną energią, która przewodziła ich wystąpieniu. Niekiedy dialog pomiędzy perkusją a klawiszami, a innym razem figlarny popis to jednego to drugiego instrumentalisty skutkowały koncertem, który niejednokrotnie zaskakiwał. Nie mogę nie wspomnieć o humorze artystów – zarówno tym muzycznym, jak i ujawniającym się w kontakcie z publicznością. „Jak się bawicie? Dobrze? Bo my tak. Jak chcecie możemy się zamienić”. LXMP warto mieć na oku, a szczególnie uchu, bo Panowie trzymają w zanadrzu jakieś nowości.  

Ostatnie kilkadziesiąt minut Hiatusa należało do Stefana Justera, austriackiego muzyka i artysty wizualnego, tworzącego pod pseudonimem Jung An Tagen. Tym razem słuchacze doświadczyli urywających i zmieniających się co kilka minut komputerowych dźwięków. Twórca jako jedyny podczas koncertu korzystał z wizualizacji, prezentując widzą grę barw, tekstur, grafik, wzorów. Miałem wrażenie, że całe przedsięwzięcie mocno balansowało na (w tym przypadku cienkiej) granicy pomiędzy przyjemnością a podrażnianiem. Muszę przyznać, że mi ta nietypowa propozycja nie pozwoliła na spokojnie poszukiwanie pozytywnych doznań – zarówno przez wizualną, jak i brzmieniową stronę. Mimo to doceniam taki pomysł na zaciekawienie odbiorców, po wymianie zdań z innymi uczestnikami wiem, że koncert Jung An Tagen spełnił czy nawet przewyższył ich oczekiwania. Może spróbuję zmierzyć się z nim jeszcze raz, przy kolejnej okazji.       

.

.

Do usłyszenia za rok

Występy, które odbyły się w ramach tegorocznego Hiatus Festival zarysowały interesującą perspektywę dla kolejnych edycji wydarzenia – słuchacze szukający muzycznych doznań w Poznaniu, otrzymują świetnie przygotowaną przestrzeń do odkrywania nowych, eksperymentalnych, często niepowtarzalnych inwencji niesztampowych artystów. Na dobre wróży również atmosfera, która panowała w tym roku w trakcie i pomiędzy koncertami. W hiatusowych spotkaniach chodzi przede wszystkim o muzykę i jej autorów, a przez to wspólne celebrowanie twórczego przekazu. Co należy jeszcze dodać – w przypadku takiego repertuaru, jaki można było usłyszeć tydzień temu, świetnie sprawdziła się Sala Wielka Centrum Kultury Zamek, której nagłośnienie naprawdę pozwala spotkać się z dźwiękiem.

Koniecznie wybierzecie się na Hiatus Festival w przyszłym roku!

.