Najważniejsze jest, aby robić to, co się lubi. O determinacji w wyznaczonych celach, zaskoczeniach i występowaniu na scenie opowiada Patryk Pietrzak, wokalista zespołu Ted Nemeth. Grupa już 1 marca wystąpi w Klubie Pod Minogą.

Już w piątek zagracie w Poznaniu. Dosyć często tu wracacie i za każdym razem przyciągacie tłumy. Co czujecie przed koncertami, jakie towarzyszą wam emocje kiedy jedziecie do Poznania?
Poznań jest zawsze dla nas miłym miejscem. Jakoś tak się ułożyło, że przychodzi tam dużo ludzi. Chyba od początku, odkąd tam gramy pojawiło się dużo przychylnych nam osób. W 2013 byliśmy w BalconyTV i poznaliśmy tam Piotrka Wiśniewskiego, który wtedy był managerem Lilly Hates Roses. Po drodze też poznaliśmy zespół hoszpital i Pawła Swiernalisa. Nie wiem na czym polega ten fakt, że przychodzi tyle ludzi, ale cieszy nas to. Poznań był pierwszy w kolejności po Łodzi. Pamiętam, że graliśmy wtedy w  Dragonie i było to tuż po wydaniu pierwszej płyty i ludzie śpiewali wtedy tekst. Było to ogromne zaskoczenie, że ludzie je znają, że się wkręcają, to jest zawsze niesamowite. A co czujemy? Po prostu zbieramy rzeczy z sali, wsiadamy do busa i jedziemy na koncert. Wiemy, że w Poznaniu będzie spoko.

Wydaje mi się, że polska publiczność ma już taką tendencję do angażowania się w koncerty.
To ciekawe spostrzeżenie. Nie wiem, czy ja coś takiego zauważyłem, ale po to to jest. Jest to jakaś wymiana energii.

Właśnie, po raz kolejny zagracie z hoszpitalem. Musiała się nawiązać między wami przyjaźń przez te lata i koncerty.
Tak, hoszpital nagrywał drugą płytę w Łodzi i pomieszkiwali wtedy u nas. Wtedy jakoś się mega zakumplowaliśmy.

Czy macie jakiś utwór, który szczególnie lubicie grać na żywo?
Ja bardzo lubię grać ostatnio Zasięgi. Najczęściej jest to ostatni utwór na koncercie.

Bardzo często za tekstami kryje się jakaś historia, co inni odbierają inaczej, czyniąc je dwuznacznymi do odbioru. A jak jest z najnowszym utworem Ściany?
Mnie bardziej interesuje to na przykład, co się kryje dla słuchacza, niż to, co kryje się dla mnie.

Czy obecna trasa oraz wydanie właśnie Ścian może stanowić zapowiedź nowej płyty czy jest to wciąż promowanie Ctrl C?
Nie, po prostu dawno niczego nie robiliśmy, a po drodze weszliśmy do studia aby nagrać rzeczy, bo chcieliśmy to zrobić. Po wydaniu drugiej płyty mieliśmy chwilę czasu i zaczęliśmy robić nowe rzeczy. Chcieliśmy je nagrać, więc powstały dwa numery i jeden z nich postanowiliśmy wydać. Ściany miały wejść na drugą płytę, ale tak się ułożyło, że go odstawiliśmy. Był pierwszym numerem, który powstał na tą płytę.

Czy możemy się spodziewać czegoś nowego na najbliższej trasie?
Właściwie nie wiem. Robimy nowe rzeczy i zakończy się to na pewno trzecią płytą, ale nie wiem jeszcze, czy to zagramy. Nie wiem, czy to nie jest za wcześnie.

Współpracujesz z Teatrem Kwadrat. Jak łączysz karierę muzyczną z aktorską? Pytanie m.in. a propos nadchodzącej trasy z zespołem oraz pokazów sztuki Ślub doskonały.
Jakoś staram się to godzić. Generalnie polega to na tym, że mam mało czasu na życie prywatne, ale w sumie to jest chyba taki czas, aby robić bardzo dużo rzeczy, bo to procentuje później. Przede wszystkim jest to mój zawód i bardzo się cieszę, że mam pracę. Nie zawsze mogę się utrzymać tylko z tego, co lubię robić.

Co według ciebie jest wyjątkowego w graniu w teatrze? Co ci się w tym najbardziej podoba?
Wyjątkowy jest ten moment, zarówno w muzyce, jak i w teatrze, kiedy dostawałem się do szkoły teatralnej. Podałem to jako argument. Jeszcze wtedy nie powstał Ted Nemeth, ale już się krystalizował w momencie moich egzaminów wstępnych. Komisja egzaminacyjna zadała mi pytanie dlaczego chcąc grać muzykę chcę zdawać do szkoły. Ja odpowiedziałem, że są to podobne dziedziny. Następuje spotkanie z publicznością i to jest dla mnie magiczny moment. Po prostu wyjścia przed ludzi i robienia czegoś, co przyciąga ich uwagę i w jakiś sposób zawładnięcia nimi. Może jest to ujęte nieco patetycznie, ale ja bardzo lubię to, że można jakoś wpłynąć na ludzi. Poszedłbym w jedną i drugą stronę właśnie dlatego.

Czy jest jakaś sztuka, w której szczególnie chciałbyś zagrać?
Nie. Zauważyłem, że moje marzenia i pragnienia się spełniają. To jest dosyć świeża przygoda z Teatrem Kwadrat ponieważ nie trwa długo, a wcześniej nie miałem stałego zatrudnienia Musiałem kombinować, co zakończyło się różnego rodzaju reklamami. Wtedy miałem taki okres, że bardzo chciałem zagrać w komedii. Dobrze się w tym czuję i nagle pojawił się ten Kwadrat. Właściwie to jest, farsa, inny gatunek, ale chciałem to zrobić. Moje marzenie jakby się spełnia w każdej kwestii.

Co z marzeniami dla zespołu? Czy jest coś, do czego wspólnie dążycie?
Chyba to się nie zmienia od momentu założenia zespołu. Zawsze wyznawaliśmy metodę małych kroczków, czyli powoli do przodu. Kolejne rzeczy, czyli robienie numerów, pierwsze koncerty, koncerty w innych miastach. Pierwszą trasę sami zorganizowaliśmy. Później gromadzenie materiału, koniec końców wydanie płyty. To nie są ogromne przełomy z dnia na dzień, tylko konsekwentne podróżowanie do przodu. To są plany dla nas na najbliższy czas. Zauważyłem, że po drugiej płycie zmieniło nam się to, że nie mamy takiego parcia, aby wydawać trzecią płytę i robić jakieś mnóstwo rzeczy, aby to było coraz większe. Oczywiście chcemy iść do przodu i chcemy, aby coraz więcej ludzi przychodziło na koncerty. To też jest bardzo ważne, by grać dla coraz większej liczby osób. Zauważam, że to się dzieje.

Wszystko przychodzi cierpliwością.
Tak, determinacja i cierpliwość. Im jestem starszy tym bardziej mam wrażenie że to są słowa klucze i postawy. Ja też chciałem, aby wszystko się stało z dnia na dzień, a teraz zauważam, że trzeba podchodzić do tego z determinacją i robić to, co się lubi. Kiedyś ktoś mi powiedział, jeszcze gdy byłem na studiach, że to jest najważniejsze – by robić to, co się lubi. To też wymaga takiego podejścia, że nie zawsze od razu idą za tym jakieś warunki materialne, nie zawsze się można z tego utrzymać. Czasem wynikają z tego zmartwienia, ale prędzej czy później pojawią się z tego pieniądze. Nie ma co się oszukiwać, trzeba jakoś z czegoś żyć. Mam takie szczęście, że utrzymuję się z tego, co lubię robić. Ale wymaga to cały czas determinacji i cierpliwości. To nie jest tak, że się udało i można usiąść i nic nie robić, tylko trzeba cały czas robić z tym nastawieniem.