Blue Note wypełniony po brzegi. Dosłownie. Ludzie wylewają się zewsząd. Okupują balkony, barykadują schody. Scena też zapełniona do możliwości, chociaż brak na niej człowieka. No może poza panem z techniki, który do ostatniej chwili walczy z podłączeniem jednej z akustycznych gitar. Co przykuwa największą uwagę? Pole ułożone z czegoś na podobieństwo złotych łusek, które zawisło nad sceną.

„To meduza, jakby ktoś pytał. Kiedyś odbiła mi się tu [wskazuje na lewe ramię] i została na trochę.”

Zapomniałem zapytać Krzyśka (w rozmowie przed koncertem), czy to od tego poparzenia meduzą, w głowie tak bardzo roi się od Lennonowskiej idei. Bądź co bądź, myślę, że chyba warto zaryzykować. „Jak dobrze mi” – zapewnia Zalewski już przy pierwszym utworze, a z nim, cała sala. „Znowu widzę siebie jako psa bez imienia i państwa”. Apeluję więc. Zainwestujmy w te meduzy.

Chciałem Cię zapytać, czy pamiętasz może pierwszy, zeszłoroczny solo act w Poznaniu w klubie „Pod Minogą”. Było masę ludzi, niesamowicie gorąco, co mogło skraplało się na suficie i spadało nam na głowy. Kiedy wywoływano Cię na bis ludzie tupali z całych sił w tą drewnianą podłogę. Myślałem, że się zapadniemy. Dziennikarze prognozują, że „Złoto” wzbudzi jeszcze więcej reakcji, strach pomyśleć co będzie działo się dzisiaj…

Oczywiście, że pamiętam. Też był sold out, mieliśmy bodaj 350 biletów wtedy sprzedanych, co było wielkim sukcesem. No, a teraz jeszcze większy sukces, bo mamy Blue Note i dokładamy drugi koncert na 17 marca. Myślę, że ten dzisiejszy wieczór będzie nie podobny do innych. Po za tym, gramy takimi skokami weekendowymi, piątek, sobota, niedziela. Dzisiaj jest ostatni koncert z tej trójki, więc myślę, że odpalimy wrotki na scenie tak na 110 procent przynajmniej.

Wrotki zespół miał już na nogach. I nie chciał zwalniać tempa. Miała być piosenka o miłości, ale coś idzie nie tak. Gitara akustyczna nie łączy z centralą.

„O panie, kłopoty mam”  – śpiewa Zalewski, a zanim cały Blue Note – „Nie zna nikt kłopotów moich lecz pan”. Bardzo nośnie.

Kojarzycie te wstawki, które słyszy się w menu filmów dvd, albo podczas ładowania ekranów? „O panie” będzie miało tę funkcję na dvd z trasy „Złoto”. Tak bym to widział. A nawet mogę się założyć.

O ewentualne niedogodności koncertowe udało mi się zapytać Krzysztofa jeszcze przed koncertem:

Krzysztof Zalewski, który zjeździł Polskę wzdłuż i wszerz, z najróżniejszymi składami i zagrał w najróżniejszych klubach, stresuje się jeszcze koncertem?

No pewnie! To jest taka specyfika zawodu, że wszystko mamy już poukładane, jesteśmy pewni swojego, nie boje się, że nie wiem, nie starczy mi gardła, albo, że nie ugram czegoś, bo już jesteśmy przygotowani na to wszystko, no ale zawsze jakiś tam stres jest. 

Multiinstrumentaliście nie straszna jest żadna awaria sprzętu. Koncert trwa dalej. Słyszymy utwory o tematyce najróżniejszej. „Głowę” opowiadającą o stanach wątpliwych, jeszcze wcześniej „Chłopca” o wizji spoglądania na siebie z przeszłości, „Uchodźcę” o niezdrowych demonstracjach. Zdaje się, że tłum został porwany. W kontekście „Złota” dużo mówiło się o tym, że jest to materiał bardziej bezpośredni, przystępny, przez co dotrze do większej ilości słuchaczy.

Zastanawiam się jak to jest z punktu widzenia wykonawcy. Czy bardziej prostolinijny i bezpośredni tekst, to nie jest taki tekst, z którym artyście mierzy się trudniej, bo obnaża go z pewnych niedopowiedzeń?

Noo, może i tak. Wiesz, cała sztuka polega na tym, że wszyscy najlepsi tekściarze, typu Bob Dylan, nie używają trudnych słów. Tam nie masz słowa „redundantny” w tekście, albo takich słabo brzmiących w tekstach słów jak „hipokryzja”. On posługuje się prostymi słowami, takimi żeby ktoś, kto uczy się trzy lata języka angielskiego, żeby mógł skumać. Tylko, że on jest wielkim poetą, więc za pomocą najprostszych słów jest w stanie przekazać wielkie myśli. No i to jest właśnie cel. Dla mnie póki co, kolejny kroczek. Myślę, że po Zeligu zeszło mi ciśnienie, że muszę wszystkim udowadniać, że jestem mądrzejszy niż jestem, no i teraz powolutku próbuje znaleźć swój język. Tak oczywiście, żeby było w tym słychać mój lekki ząb, czy lekki humor. Ale tak, żeby nie owijać w bawełnę, bo koniec końców albo mamy coś do powiedzenia albo nie mamy. 

Na „Złocie” Zalewski mówi bardzo dużo. Po wypełnionej sali koncertowej widać jak wiele ludzi się z tym identyfikuje. Głośnym punktem wieczoru było odśpiewanie utworu „Polsko”.

„Na pohybel Prezesowi!” – zaznaczył Zalewski, po czym rozległo się – „Do dziesięciu policzę, nie dam złapać się na złość. Nasze ulice. Nie dam Cię monstrom!”.

Powiedzenie „milczenie jest złotem” jest dzisiaj zasadne? W rzeczywistości, gdzie o tym co ma się do powiedzenia często się krzyczy, nie dyskutuje się o swoich poglądach, a stwierdziłbym nawet, że odchodzi się od wszelkich form kompromisu…

…porozumienia, no tak. To jest bardzo bolesne. Ale myślę, no mam nadzieję przynajmniej, że to jest też jakaś przejściowa moda na te antagonizmy polskie. To jest bardzo istotne, że wszystko zaczyna się od języka. Ja oczywiście upatruje, że największym szkodnikiem w pogorszeniu się standardów językowych jest Prezes, bo to on mi zarzuca, że jestem gorszego sortu Polakiem i, że stoję tam gdzie stało ZOMO, itd. i to mnie bardzo boli. Zawsze będziemy się różnić, ale kwestia tego, czy będziemy się pięknie różnić z szacunkiem, czy będziemy zaczynać od obrzucania się kalumniami. Myślę, że wszyscy, powinniśmy zrobić krok do tylu i przede wszystkim zdać sobie sprawę, że niezależnie od tego jakie mamy polityczne poglądy, to tak naprawę takiego bezpośredniego wpływu na nasze życie to nie ma na co dzień. Nie mówię o tym, żeby to olać, bo wiadomo, że mówimy o ważnych rzeczach, o obronie demokracji itd., ale mówię o kontaktach z drugim człowiekiem, że teraz ludzie często nie rozmawiają ze sobą przy stole wigilijnym, bo są tak skłóceni. Nie warto się dla takich bzdur pozbawiać przyjaciół i rodziny. Zróbmy krok w tył i zacznijmy, nie wiem, się uśmiechać do siebie więcej. To może od tego wychodząc ten dyskurs się troszeczkę ochłodzi, i zaczniemy może jakoś bardziej racjonalnie, albo przynajmniej z większym szacunkiem, rozmawiać ze sobą.

Luka porwała od pierwszych dźwięków. Myślę, że jako pierwszy z przedstawionych singli „Złota” Luka idealnie oddaje charakter całego albumu. Energia (zarówno ta na żywo) i charyzma Zalewskiego.

Wychodząc z koncertu Zalewskiego musicie powiedzieć, że nie tylko byliście na koncercie Zalewskiego, ale że śpiewaliście i graliście na koncercie Zalewskiego.” zaznaczył Krzysztof, po czym nauczył publiczność klaskania „na dwa” do utworu „Jaśniej„, a przynajmniej próbował – „Zrobimy jedną dużą perkusję” – udało się.

Z końcem przyszedł czas na bisy. Poznańska publiczność nie lubi wypuszczać artystów. Zespół wychodził więc dwa razy odgrywając dla głośnego tłumu m.in. „Zboża”. Ostatni utwór kończący koncert Krzysiek zaśpiewał solo, grając go na klawiszach.

„Chciałem jeszcze zaśpiewać „Miłość Miłość” z wami, żeby wypuścić was z taką miłością z koncertu.” 

Z koncertu Zalewskiego trudno jest tego nie wynieść. To z czym pozostaniesz na pewno to chęć walki o pacyfistyczny świat. Najlepiej cały świat.

A spotykasz się z tymi żywymi reakcjami po koncertach? Od publiczności? Ludzie rozmawiają z Tobą o tym materiale?

No pewnie! Całe szczęście. Po to to robię, żeby nawiązać, że tak powiem, bliższy kontakt z ludźmi, więc zdarza się, że u kogoś poruszę jakąś żywą strunę. 

17 marca to kolejna okazja do posłuchania „Złota” w Poznaniu. Krzysiek powiedział, że wtedy można już mieć ze sobą cały zestaw opatrzony złotą meduzą.

Ale w tym wszystkim nie chodzi o te flagi, koszulki i inne świecidełka. Chyba, że o te meduzy.

Bilety dostępne TUTAJ