JAAA! – pod taką nazwą kryje się jeden z najciekawszych debiutów ostatnich miesięcy na polskiej scenie muzycznej. Miron Grzegorkiewicz, Marek Karolczyk oraz Kamil Pater kolejny raz w tym roku zaprezentują się przed poznańską publicznością. Zanim jednak to nastąpi, specjalnie dla czytelników All-in-Poznań, opowiedzą trochę o debiutanckim albumie, inspiracjach oraz planach na przyszłość. 

Już 18 listopada zagracie w Poznaniu w klubie Projekt LAB, ale to nie jest Wasz pierwszy koncert w tym mieście. Występowaliście chociażby podczas tegorocznego Spring Breaku, gdzie w Sali CK Zamku tłumnie przybyli fani Waszej muzyki. Lubicie tutaj przyjeżdżać? Jak odbieracie poznańską publiczność?

Po tych koncertach, które daliśmy w Poznaniu zdecydowanie możemy lubić stolicę Wielkopolski! Nie można jeszcze mówić o normie, bo to dopiero dwa koncerty, ale tendencja jest obiecująca.
Pytanie o odbiór naszej muzyki dobrze wybrzmiałoby gdyby było zadane zespołowi, który gra od lat (uśmiech). Za nami dopiero kilka miesięcy regularnych koncertów, w tym większość festiwalowych, co nie daje nam jeszcze za dużo do powiedzenia w tej kwestii. Trywialnie można powiedzieć, że publiczność dzieli się na otwartą i zamkniętą. Jeśli podnosisz poprzeczkę, a my sami dla siebie staramy się utrzymać ją wysoko, trudniej o otwartą, aprobującą publiczność. To co Poznań udowodnił to, że jest tutaj sporo osób, które możemy zaliczyć właśnie do tej bardziej wymagającej grupy.

Przyznam się szczerze, że dopiero po przeczytaniu w Internecie zorientowałem się dlaczego album ma taką a nie inną okładkę oraz nazwę. Moglibyście to wyjaśnić szerszej publiczności? Jak narodził się ten pomysł? Niektóre tytuły na albumie zupełnie nic mi nie mówią, ale odniosłem wrażenie że ich dobór oraz kolejność jest bardzo przemyślana, mylę się?

Pomysł postaci Remika zrodził się doświadczenia Kamila. Historia pewnej lekcji muzycznej zainspirowała nas do stworzenia meta bohatera o tym imieniu. Odpowiadał on na nasze własne pytania, potrzeby i braki. Później okazało się, że jest więcej takich ludzi jak my (uśmiech), co było i jest bardzo budującym przeżyciem.
W związku z tym, że nie używamy słów w naszej muzyce tytuły utworów są naszym jedynym semantycznym nośnikiem. Nie traktujemy tego jednak jako twardej zasady komunikacyjnej. Część tytułów sugeruje nastrojowość i kierunek interpretacyjny, część świadomie gubi tropy. Wprowadzamy słuchacza do tajemniczego świata, świata, w którym stwarzasz własną, alternatywną rzeczywistość. Naszym celem nie jest podawanie sensu życia na tacy, czy odpowiadanie na emocjonalne oczekiwania ludzi – tak jest w muzyce popowej. Naszym celem jest przekazanie klucza do innego wymiaru, w którym wszystko zależy od odbiorcy. Co do kolejności utworów, mogę powiedzieć, że nie jest ona przypadkowa.

Trudno określić Wasz styl muzyczny, a już na pewno nie pokusiłbym się o jakieś szufladkowanie, bo jest to niemożliwe. Podczas wielogodzinnego słuchania REMIKa nasunęły mi się dwa skojarzenia, pierwsze to Sigur Ros, a drugie to Burial. A Wy jak określilibyście Wasz styl muzyczny? Wspólnie zdecydowaliście żeby iść właśnie w tym kierunku?

Nasz styl muzyczny od początku nosi nazwę freakelectronic. Nie jesteśmy mistrzami promocji i mediów społecznościowych. Na dobrą sprawę za wszystkie nasze działania odpowiadamy sami i pewnie dlatego jeszcze o nim nie słyszałeś (uśmiech) dajmy sobie trochę czasu. (śmiech).
O freakelectronic – jest to koncepcja muzyczna wchłaniająca takie składowe jak improwizacja, elektronika, narracja, sonorystyka, trans, emocjonalność, wolność. Pracujemy obecnie w bardziej komunikatywnej materii dźwiękowej wykorzystując dosyć złożone koncepty. Na pierwszym miejscu zawsze był dla nas wymiar artystyczny – chcemy tworzyć nowe, niezależne, trwałe, autentyczne i inspirujące rzeczy, lecz które nie zostaną zamknięte w pięknej skrzyni dla nielicznych. To jest właśnie jest freakelectronic.

Wasz debiutancki album wywarł na mnie skrajne emocje. Utwory odbieram bardzo różnie, towarzyszyły mi ambiwalentne uczucia, niepokój, walka, strach, przez autentyczność, prawdę, po nadzieję i zwycięstwo. Na sam koniec odniosłem wrażenie, że jest to podróż niezwykle budująca. Taki był Wasz cel?

Piękne spektrum! Fajnie byłoby pogadać o tym bardziej szczegółowo (uśmiech). Swoim pytaniem sam sobie odpowiedziałeś. Przeszedłeś długą drogę, żeby poczuć powiew nadziei i zwycięstwa. O to właśnie chodzi Remikowi.

Często zdarza się, że artysta potrzebuje jakiegoś bodźca, doświadczenia, przeżycia aby móc tworzyć. Jak jest w Waszym przypadku? Co Was napędza do tworzenia?

Bez doświadczenia twórczość nie może powstać. Jest wg mnie układ przyczynowo skutkowy. Trudniej jednak odpowiedzieć na drugie pytanie . Upraszczając sprawę do maksimum – siłą napędzającą jest poszukiwanie ujścia dla swojej wyobraźni, uwolnienia konceptów wygenerowanych przez nasz mózg, wentylowania emocji.

Macie już jakieś pomysły na nowy materiał i chcielibyście się nimi podzielić z Naszymi czytelnikami?

Ostatnio ogłosiliśmy, że nasze nowe podejście zaskoczy wszystkich (uśmiech). Mamy już sporo materiału, który nabiera już bardzo wyraźnych kształtów. Nie możemy jednak powiedzieć więcej póki co. Gwarantujemy, że nie zwalniamy tempa. Drugim albumem udowodnimy też, że nie jesteśmy przypadkowym zespołem.

Czy odnieśliście wrażenie, że w ostatnich latach muzyka określana jako niszowa/alternatywna w Polsce poczyniła ogromny postęp?

Zgadza się. Jest coraz więcej ludzi, którzy zajmują się taką muzyką, a festiwale są pełne. Doganiamy zachód, a czasem nawet przeganiamy i to jest bardzo budujące. Można powiedzieć, że mamy obecnie w Polsce potencjał drugiej Islandii (uśmiech) – pytanie tylko, czy ktoś tym sensownie pokieruje i ów potencjał zostanie wykorzystany.

To że dużo koncertujecie w Polsce to wiemy, a jak Wam się wiedzie za Naszymi granicami? Ostatnio byliście na festiwalu w Hamburgu. Jesteście tam równie ciepło przyjmowani?

Moglibyśmy koncertować więcej, gdybyśmy mieli booking managera albo sprawną wytwórnię (uśmiech). Póki co zagraliśmy jeden zagraniczny koncert. Na szczęście był to wyjątkowy festiwal – jeden z największym showcase’ów w Europie (Reeperbahn 2016 w Hamburgu – przyp. red.).  Zostaliśmy przyjęci bardzo dobrze (tak jak i inne polskie zespoły – bardzo wysoki poziom pod przewodnictwem drużyny Don’t Panic we’re from Poland), mieliśmy pełną salę, poznaliśmy sporo nowych osób. To daje nadzieję na dalsze działania za granicą. Byłbym spokojny, gdyby jedynym warunkiem w tej materii była muzyka (uśmiech).
Budujemy powoli naszą pozycję licząc na to, że postawimy stabilny i autentyczny fundament do grania na całym świecie – a co! (śmiech) W obecnych czasach z łatwością możesz sprawdzić co i jak się gra na świecie. Poziom wyrównuje się drastycznie szybko, muzyki jest coraz więcej. W naszych wypadku, wiemy, że wypracowaliśmy swoją wartość, która jest w naszym mniemaniu na równi z ambitną muzyką światową. Pracowaliśmy na to wiele, wiele lat (i pracujemy dalej). Teraz pytanie, czy będziemy mieli wystarczająco dużo szczęścia.

Coś Was szczególnie zaskoczyło podczas tras koncertowych?

Pozytywny i zaangażowany odbiór naszego spektaklu o Remiku.

Zawsze chcieliście być muzykami? Zastanawialiście się kiedyś kim chcielibyście być gdyby nagle ktoś Wam powiedział, że możecie zmienić swoje życie?

(śmiech) Twoje pytanie zakłada, że obranej drogi życiowej nie można już zejść. Zawód muzyka to co innego niż granie w zespole. Trudno mi się nazwać muzykiem w przeciwieństwie do Kamila, który tym muzykiem przez duże M jest. Dla mnie muzyka jest obszarem kreatywnym, w którym odnajduję się najlepiej. Zawód to zupełnie inna sprawa w moim wypadku (uśmiech).