Poznański zespół, z którym porozmawialiśmy przy okazji koncertu Coolturalny Stary Rynek, zabiera swoich słuchaczy na rozległe bezdroża, spokojną pustynną przestrzeń, gdzie sporo dosadnych bitów, folkowego brzmienia banjo i przewijających się kojotów. Wszystko to za sprawą debiutanckiej epki bandu – En Route, która swoją premierę miała w tym roku. Udało nam się zapytać Miss Is Sleepy o pracę w trio, niecodzienne połączenie bitu z folkiem i wspomnienia jakie przyniosły zespołowi koncertowe doświadczenia. Zapraszamy do lektury!

Słowami wstępu. Skąd wzięło się Miss Is Sleepy? Jak to się stało, że zaczęliście grać razem?

Augustyn: Geneza powstania zespołu jest poniekąd przypadkowa. To Iza zainicjowała kilka piosenek i stwierdziła, że chciałaby je zrobić ze mną. Umówiliśmy się na weekend dwa lata temu, w zimie. A że akurat Marcin był w Poznaniu to mówię „chodź i wspomóż”. I to była pierwsza nasza próba – dwie piosenki Izy na banjo, napisane jeszcze w Londynie.

Iza: Tak się złożyło, że nasz zespół to nie są przypadkowe osoby. My z Augustynem poznaliśmy się osiem lat temu, kiedy to Augustyn miał swój zespół, a potem kolejny projekt. Po tych ośmiu latach zdecydowaliśmy, że znów chcemy razem robić muzykę. Okazało się, że Augustyn ma dobrego przyjaciela Marcina, który świetnie gra na basie, kontrabasie, ale nie tylko.

Augustyn: Ogarnia wszystko (śmiech)

Iza: Spotkaliśmy się w przyjacielskim gronie, które poznało się jeszcze bardziej. Tak powstało Miss Is Sleepy.

W swojej twórczości łączycie beat z folkiem co jest dość niecodziennym zjawiskiem na polskiej scenie. Skąd takie połączenie? Czy to jest tak, że gatunek, który prezentujecie jest jakąś wypadkową różnych inspiracji członków waszego zespołu? Zderzeniem skrajnych gustów?
Augustyn: Myślę, że gusty mamy wspólne. To jest tak, że ktoś nasłuchał się czegoś więcej w przeszłości a ktoś inny czegoś mniej. My z Marcinem w sumie słuchamy tego samego. Iza nasłuchała się mniej tych bitów.
Marcin: W jakimś sensie można mówić o tym, że jest to wypadkowa. Rzecz w proporcjach. Dla każdego z nas któryś z tych komponentów jest pewnie kluczowy. U Izy najmocniejszy jest ten komponent folkowy, który dla mnie i Augustyna z kolei nie jest tak istotny i to jest na pewno wkład Izy w Miss is Sleepy. Również w sposobie myślenia o tekstach – bo te teksty są bardzo „korzenne”, czasem brzmią wręcz jak evergreeny. Jest to wynikiem tego, że Iza jest bardzo osłuchana z taką muzyką. Z kolei my z Augustynem gramy ze sobą od lat dwudziestu, nie w sposób ciągły, ale od projektu do projektu i wydaje mi się, że gdzieś tam udało nam się wytworzyć własny styl jeśli chodzi o myślenie o aranżacji, bicie, basie i o tym jak to wszystko ma „siedzieć” w miksie itd, itd. Do tego dołączyła Iza. Dzięki temu powstała nowa jakość jaką jest Miss Is Sleepy.
Praca w trio wymaga od was wielu kompromisów jeśli chodzi o tworzenie?
Wspólnie: Właśnie nie!
Augustyn: Albo te kompromisy są nieustalane, wynikają z wewnętrznej potrzeby kompromisu. Nie jesteśmy zespołem, który się kłóci, wychodzi, trzaska drzwiami.
Iza: Na tyle się dogadujemy, że pewne rzeczy wychodzą naturalnie.
Augustyn: Wszyscy muszą być zadowoleni z tego, co grają czy komponują. Nie wyobrażamy sobie tego żeby ktoś grał coś, z czego nie jest zadowolony.
Marcin: Myślę, że ciekawe w przypadku naszego bandu jest to, że mamy stanowczo za mało rąk na pokładzie i to, co na początku uznawaliśmy za pewnego rodzaju trudność, z którą musimy się borykać, zaczęliśmy postrzegać jako zaletę. Mianowicie być może to, że jesteśmy triem sprawia, że łatwiej nam się dogadać. Interesujący jest również sposób pracy, który przyjmujemy. Zwykle pracujemy nad piosenkami rejestrując ślady. I kiedy przyjrzałbyś się sesji, kiedy nagrywamy, to okazuje się, że dzieją się przedziwne rzeczy. Augustyn wgrywa coś na basie, ja wgrywam partie banjo, Iza robi jakieś inne historie, stąd wpisujemy formułę podziału zespołu na instrumenty po to, żeby dodatkowo nie mieszać słuchaczom w głowach. Jest nas trójka, ale i tak wytwarzamy dość dużą ścianę dźwięku. Stąd wzięła się bit maszyna, której używamy, ponieważ nie jesteśmy w stanie dodatkowo obsługiwać perkusji, akordeonów czy smyków. W pewnym momencie postanowiliśmy, że nie szukamy dalszych muzyków, tylko będziemy starali się okiełznać ten żywioł, który muzycznie wytwarzamy.
Macie za sobą już sporo występów, także na dużych festiwalach. Niektóre z koncertów, które zagraliście były supportami. To inne doświadczenie niż koncert, na który publiczność przychodzi by posłuchać was?
Iza: Granie supportów czasami jest trudnym zadaniem, ponieważ chciałoby się zainteresować swoją muzyką publiczność, która przychodzi na inny zespół.
Augustyn: Ale to także fajna okazja do tego by pokazać swoją muzykę.
Iza: Tak! Te supporty, które zagraliśmy do tej pory, w Gdańsku (przed zespołem Skalpel) i w Warszawie przed Cigarettes After Sex, wspominamy bardzo dobrze. To było fajne połączenie głównego zespołu i nas, wytworzyła się gdzieś część wspólna, przez co i my zostaliśmy miło odebrani.

A jak wspominacie Openera?

Augustyn: Pozytywnie!

Iza: To był nasz pierwszy i na pewno nie ostatni raz na Openerze (śmiech). Byliśmy zaskoczeni, ponieważ na scenie mieliśmy tak zwany featuring z Wujkiem Samo Zło, który przypadkowo pojawił się pod sceną i chciał z nami zarapować. Było to bardzo spontaniczne i nadało fajnego rysu naszemu występowi.

Augustyn: Na przykładzie tego występu Wujka Samo Zło można zauważyć, że w tym utworze świetnie może odnaleźć się zarówno raper jak i ludowy skrzypek. Myślę, że to zasługa instrumentarium. Połączenia solidnego bitu z banjo. Nam się to udaje.

Marcin: To jest ciekawe. Nasza muzyka jest na tyle eklektyczna, że znajduje odbiorców bardzo różnych. Nie jest to żadna subkulturowa kwestia, nie jest to także kwestia gatunkowa, jest to totalny eklektyzm. Więc z jednej strony nie mamy własnej publiczności, bo jakoś trudno jest mi znaleźć zespoły, które grałyby w podobnej czy takiej samej konwencji. A z drugiej strony każdy, kto słucha muzyki i jest kompetentny w tej materii odnajdzie w naszej muzyce jakieś elementy, które mogą być dla niego przemawiające. Stąd interesujące jest, kiedy ludzie porównują naszą muzykę do twórczości innych wykonawców. To jest to tak duży rozrzut, że wręcz trudno jest to opisać. Ale nie jest to też coś, co jest robione na siłę. Jakoś intuicyjnie nasza muzyka jest eklektyczna. Pomimo tego eklektyzmu wydaje nam się, że można odnaleźć jakiś wspólny mianownik w naszych utworach.

Na którym z festiwali chcielibyście jeszcze zagrać?

Iza: Byłam w tym roku na OFFie i jak najbardziej widzę nas na jednej ze scen offowskiego festiwalu. Nasza muzyka jednak wymaga zatrzymania się, skupienia, posłuchania. Mamy może dwa utwory, przy których można żwawiej potupać nóżką, ale nasze numery to opowieści. Zauważyłam, że offowa publiczność wsłuchuje się i lubi słuchać.

Miss Is Sleepy to Izabela Rekowska (wokal, banjo, harmonijka), Augustyn Maciejowicz (beat maszyna, keyboard, banjo) i Marcin Gołębniak (bas, kontrabas, akordeon).