Już za trzy dni Ania Dąbrowska wystąpi w Poznaniu przed kompletem publiczności i zaprezentuje Wam materiał z debiutanckiej płyty. Aż strach pomyśleć, kiedy minęły ostatnie 10 lat! Z tej okazji postanowiliśmy pogaworzyć sobie trochę o płynącym czasie i nie tylko! Zapraszam do lektury.

Zacznijmy może od nowej, a w sumie już nie takiej nowej trasy. Powiedz mi, jak do tego podchodzisz? Czy traktujesz ją, jako tak naprawdę pierwszą porządną trasę, promującą Twoją debiutancką płytę czy raczej jako sentymentalny powrót do przeszłości? A może jedno i drugie?

Na pewno po części obie te rzeczy. Ta płyta nie doczekała się trasy promującej w momencie kiedy się ukazywała, bo jej popularność wszystkich nas zaskoczyła. Dwie piosenki, które gram od zawsze to: „Tego chciałam” i „Charlie, Charlie”. Pozostałych utworów nie graliśmy od lat, a dziś patrząc z perspektywy czasu bardziej doceniam ten materiał i samą siebie. Na pewno łezka w oku się zakręciła na wspomnienie mojej debiutanckiej płyty i nad młodzieńczym zrywem, który wtedy miałam.

Jeżeli chodzi o samą trasę, to jestem bardzo mile zaskoczona. Nie spodziewałam się, tak dużego odzewu ze strony moich odbiorców, zresztą z tego co wiem koncert poznański też jest już wyprzedany. Często miałam wrażenie, że materiał na „Samotności po zmierzchu” jest po prostu nudny i bez sensu unikałam grania tych piosenek… Tak czy inaczej mam wrażenie, że jest to jedna z lepszych tras koncertowych w mojej dotychczasowej karierze.

Trzymając się tematu debiutanckiej płyty. Jesteś na scenie ponad dekadę, nie masz teraz wrażenia, że „Samotność po zmierzchu” jest trochę przelukrowana? Za dużo w niej o miłości i rozstaniach, a za mało prawdziwej kobiecości, którą emanuje „Bawię się świetnie”?

Biorąc pod uwagę, że materiał ten tworzyłam ponad 10 lat temu, mając dwadzieścia parę lat, to nie mogę od siebie wymagać jakieś niesamowitej dawki kobiecości. Na tamtym etapie mojego życia stać mnie było raczej na patrzenie na świat przez różowe okulary, aniżeli twarde stąpanie po ziemi. Nie wstydzę się tych piosenek.  Raczej słucham ich z pewnego rodzaju niedowierzaniem i łezką w oku, zwłaszcza że każda z nich niesie ze sobą wspomnienia.

Chciałbym w tym miejscu sprostować moje pytanie. Otóż nie uważam, żeby utwory na Twojej debiutanckiej płycie były słabe bądź też infantylne. Zresztą gdyby tak naprawdę było, to tego typu trasa koncertowa nie miałaby racji bytu. Bardziej interesował mnie ten wątek romantyczny.  

Rozumiem. Każdą płytę piszę o tym co w danym momencie jest dla mnie najważniejsze i wokół czego krążą moje myśli. Staram się być ze sobą samą szczera. Chyba nie potrafiłabym zaśpiewać piosenki o czymś czego nie czuję, nie rozumiem i co mnie nie dotyczy.

Podtrzymajmy więc romantyczny wątek. W jednym z wywiadów, promujących Twoją ostatnią płytę wspomniałaś, że ciąża wywarła ogromny wpływ na Twój sposób postrzegania rzeczywistości, a także albo przede wszystkim na sposób podejścia do muzyki.

Uważam, że ciąża zawsze odgrywa istotne znaczenie w życiu każdej kobiety. Nagle Twoje życie wywraca się do góry nogami i nie możesz sobie pozwolić na słodką nieodpowiedzialność. Wchodzisz w zupełnie inną rolę, która wymaga od Ciebie sporej pracy nad samym sobą,  a przy okazji zmienia się Twój punkt widzenia na wiele spraw. Siłą rzeczy zaczęłam pisać piosenki na inne tematy i przestały mnie kręcić kwestię związków itp., a moja optyka skierowała się w zupełnie innym kierunku. Inną kwestią jest fakt, że przekroczyłam „magiczną” linię wieku. Kończąc trzydzieści lat przestałam być już dziewczyną, a stałam się prawdziwą kobietą, która ma już w znacznym stopniu ugruntowaną wizję otaczającej mnie rzeczywistości. Tu bym szukała bardziej egzystencjonalnych rozmyśleń na ostatniej płycie.

Dobrze, porzućmy już romantyczne i egzystencjonalne tematy. Jakiś czas temu rozmawiałem z Krzysiem Zalewski o łatce Idola i chciałbym również Tobie zadać to pytanie. Długo pozbywałaś się szufladki „dziewczyna z Idola” a może nigdy czegoś takiego nie odczułaś?

Nie miałam sposobności tego odczuć. W sumie nie wiem z czego to wynika. Może dlatego, że nigdy nikt mi tego nie wytknął. Przez ostatnie dziesięć lat pracowałam zarówno z ludźmi ze świata alternatywy jak i z najwyższej półki polskiego popu. Zresztą nigdy też nie dostrzegałam jakiegokolwiek podziału na muzykę komercyjną i undergroundową. Wynikało to raczej z mojego podejścia. Nigdy niczego sobie nie narzucałam i słuchałam różnorodnej muzyki. Nie boję się przyznać, że wychowałam się na MTV i innych komercyjnych stacjach muzycznych, aż przyszedł moment, że zaczęłam poszukiwać czegoś innego. Patrzenie na kogokolwiek kto wziął udział w programie typu talent show, jak na artystę komercyjnego, jest moim zdaniem idiotyczne. Poza tym nie widzę niczego złego w komercji. To kwestia świadomego wyboru.

Podzielam Twoją opinię, uważam również, że tego typu podział na komercję i alternatywę jest czymś sztucznym.

Ludzie często potrzebują tego typu szufladkowania, żeby określić pewne granice. Dotyczy to zwłaszcza osób, które na co dzień nie mają styczności z muzyką i posiłkują się opiniami autorytetów. To właśnie media kreują ten podział i wskazują co jest cool, a co złe…

Trasa retro w końcu się skończy i co dalej? Masz już materiał na nowe wydawnictwo? 

Nie, ale mam dwoje małych dzieci (śmiech). Oczywiście mam już z tyłu głowy kolejny materiał, ale  jest to jeszcze wszystko w fazie wstępnej. Nie zarejestrowałam jeszcze nowych piosenek, więc pozostawmy ten temat na razie.

A w którą stronę pójdziesz stylistycznie?

Myślę, że jestem na tym etapie życia, gdzie nie muszę się już przejmować stylistyką. Jak to zwykle bywa posłucham serca i zrobię to, co mi ono podpowiada. Wiesz, nie ma dla mnie znaczenia czy na nowym albumie powrócę do starej stylistyki czy też obiorę nowy kierunek. Zależy mi przede wszystkim na zrobieniu dobrej płyty. Nie mam potrzeby udawadniania komukolwiek czegokolwiek. Decydować będzie dyspozycja dnia i najbliżsi współpracownicy (śmiech). Gdy patrzę na poprzednie płyty to nie przypominam sobie, żebym napisała chociaż jedną piosenkę pod publikę. Oczywiście jeżeli będę w stanie napisać obrzydliwie nieznośnego hita, to zapewne to zrobię (śmiech). Mój proces twórczy jest niezwykle długi, często jest tak, że napiszę sto piosenek za nim wyłuskam ostatecznie jedną dobrą (śmiech).

A efekty końcowe są niesamowite w Twoim przypadku, zresztą nie każdy artysta może się pochwalić tym, że ma na swoim koncie osiem Fryderyków i pięć platynowych płyt. No właśnie, co z tym wszystkim robisz? Masz jakieś specjalne pomieszczenie, a może trzymasz wszystkie nagrody upchane po kątach?

Raczej nie przywiązuję do tego większej wagi i jest to gdzieś poupychane w mieszkaniu, ale kto wie co będzie za parę lat. Czasami zastanawiam się nad specjalna gablotką, gdzie byłyby wszystkie moje wyróżnienia (śmiech). Fajnie jest spoglądać na płynący czas i widzieć ile już w życiu osiągnęło. Czuję się spełniona, ale nie jest to jeszcze moje ostatnie słowo!

Bartek Górski