Sceniczny zwierz, którego na językach mają setki dewotek i zagorzałych patriotów. Kobieta, która nie boi się mówić wprost o swoich uczuciach i przemyśleniach. Zacząłem patetycznie i może nad wyraz, ale cóż poradzę, że należę do grona zwolenników niesfornej Peszek. Zresztą sami sprawdźcie co Maria ma Wam do powiedzenia!

Maria Awaria umarła czy z Jezus Maria Peszek będzie podobnie? Czas wejść w nową stylistykę czy jednak planujesz pozostać w starej na dłużej?
Premiera Jezusa była dokładnie rok temu. W tym czasie dużo się wydarzyło w związku z tą płytą w Polsce, ale i we mnie. Było sporo emocji tych fantastycznych, bo dla bardzo wielu ludzi w Polsce to ważna płyta i tych negatywnych, bo dla innych to niemożliwy do zaakceptowania głos. Poznański koncert 5 października w Eskulapie będzie naszym pięćdziesiątym trzecim. Graliśmy w klubach dużych miast, ale też w całkiem niewielkich miasteczkach, na festiwalach dla setek tysięcy ludzi i w kameralnych salkach. Jedno było wspólne: emocje i silne reakcje odbiorców. To nie jest materiał, który chciałoby się przearanżowywać czy urozmaicać bez końca. To jest mocna, wyrazista forma, która jak dotąd działa mega skutecznie. Ta stylistyka jest odpowiednia dla treści, która w Jezus Maria Peszek jest kluczowa. Nie planuję pogrzebu Jezusa – zresztą akurat w tym przypadku na pewno pojawiłyby się naturalne oczekiwania na zmartwychwstanie – natomiast planuję przerwę. Gramy do 8 marca 2014, a potem znikam na dłużej. Co będzie jak wrócę? Jeszcze nie wiem.

Jesteś artystką, obok której nie można przejść obojętnie. Masz wielu zwolenników, do który trafiają Twoje słowa, ale nie brakuje również krytycznych uwag. Jak się do tego odnosisz? Czy polska publiczność jest gotowa na kogoś takiego, jak Maria Peszek?

Nie zastanawiam się czy Polska jest na mnie gotowa- ja po prostu robię swoje. Ale żyję w Polsce, na swój sposób kocham ten kraj i polski kontekst jest dla mojej twórczości niezwykle ważny. Wszyscy, którzy mieli do powiedzenia swoje mądrości, już się wypowiedzieli. Kto chciał, to mnie osądził, kto chciał to się pośmiał, kto chciał to mnie ukochał i uwielbił. Każdy swoje trzy grosze dorzucił, bo jak się okazało, trudno się było do tej płyty nie odnieść.”Jezus Maria Peszek” wywołał lawinę skrajnych emocji w: od miłości do nienawiści .A teraz w końcu LUDZIE mają głos i to weryfikują. Zwykli ludzie, którzy tak naprawdę są dla mnie najważniejsi. Przychodzą na koncerty i po prostu ze mną śpiewają. To jest moja trzecia płyta, ale z żadną z dwóch poprzednich nie było na koncertach tak ‘masowo’ – ludzie chłoną każdy oddech, każde słowo i śpiewają głośniej niż ja. I to jest cudowne. To jest najlepsza nagroda za moją nieustępliwość i upór w tym co robię.
„Męczy mnie Polska, wisi mi krzyż”. Nie uważasz, że te słowa są na ustach wielu Polaków, ale nie mają oni odwagi się do tego przyznać? Możliwe, że wielu słuchaczy traktuje Cię, jako swoisty wentyl bezpieczeństwa, który wraz ostatnim albumem rozrzedził skumulowaną przez ostatnie lata wizję Polski wszechobecnych patriotów i katolików (oczywiście, bez urazy dla tych osób).

Uważam, że płyta „Jezus Maria Peszek” jest kompletnie pozbawiona takiej nuty wojującej czy kogokolwiek atakującej. Tam są zawarte moje osobiste poglądy, które są w bardzo klarowny sposób komunikowane i myślę, że tak naprawdę to sposób, w jaki ja mówię jest dla ludzi trudny do przełknięcia. Bardzo prostym i bezkompromisowym językiem mówię o rzeczach, które dotyczą każdego człowieka i myślę, że ci, którzy nazywają to skandalem czy kontrowersją tak naprawdę mają problem nie z tymi treściami tylko z formą. Bezpośredniość jest dla nich tym, co kojarzy im się z przekroczeniem granic, przynajmniej ich własnych. Z tego chyba wynika to wrzenie wokół płyty, na pewno nie z samych treści, bo te rzeczy były mówione już setki razy.

Trafiłem na Twoją twórczość dość przypadkowo. Nie śledziłem wcześniejszych Twoich poczynań i w moje ręce wpadła „Jezus Maria Peszek” i zakochałem się. Długo czekałem na materiał, który z impetem (przy zachowaniu inteligentnej treści) uderzy w polskie przywary narodowe. Gdybyś miała wybrać jeden utwór z całej płyty, który jest Ci najbliższy, to był nim…: i dlaczego akurat ten?

Ta płyta działa najsilniej jako całość. Byłoby mi bardzo trudno wyróżnić jeden utwór jako ten najważniejszy.

Czy Maria Peszek w domowym zapleczu jest identyczna, co na scenie? A może zakładasz na siebie za duży sweter i zbierasz energię na kolejny występ? Jak to wygląda?

Mój dom jest moją twierdzą i matecznikiem. Tu zbieram siły, odpoczywam, dużo śpię, nudzę się, gotuję. Uwielbiam ten stan całkowitej alienacji i osobności. I trochę też abnegacji (śmiech). Sweter za duży tak, ale też ten sam tygodniami i nie mój tylko Edka (śmiech).
Nie lubisz supportów przed swoimi koncertami, dlaczego?

Nie tyle nie lubię, co nie mam dobrych doświadczeń w tym względzie. Poza tym nie czuję się gwiazdą, dlatego sformułowanie support nie bardzo mi odpowiada. Jeśli już mam się dzielić sceną to zdecydowanie wolałabym, żeby miało to jakiś artystyczny kontekst.
Zauważyłem pewną niespójność. Przez wiele środowisk jest okrzyknięta mianem muzycznym antychrystem/ scenicznym zwierzęciem plującym na wartości. Mimo to Twoja płyta nie miała większych problemów ze sprzedażą. Podobnie wygląda z koncertami. Zagrałaś praktycznie na wszystkich ważniejszych imprezach muzycznych w Polsce. Co odpowiesz wszystkim, którzy traktują Cię jako sztuczny twór, który robi show dla pieniędzy?

Robię to, co uważam za stosowne i nigdy ta intuicja mnie nie zawiodła. A to, że część społeczeństwa nie akceptuje mojej twórczości i nie lubi Marii Peszek jest ceną, jaką płacę za moją wyrazistość. Nie jest to wygórowana cena. Płacę ją świadomie w zamian za moją niezależność i wolność. Jestem szczęśliwym człowiekiem, który robi to, co chce, utrzymuje się z tego, co kocha. I jeszcze ma szansę spotkań z fantastycznymi ludźmi w czasie koncertów. No właśnie – do zobaczenia w Eskulapie!

rozmawiał: Bartek Górski