Depresyjny, przytłaczający mrok to stała składowa dobrego black metalu, a Ellende świetnie się nim posługuje. Autor ubiegłorocznego “Ellenbogengesellschaft” porusza się między atmosferycznym blackiem i blackgazem i zaprezentuje się w Polsce z krajanami z Grozy oraz Servant.
Ellende już od początku działalności to wyspecjalizowany fachowiec od black metalu podawanego w tej depresyjnej, skrajnie pesymistycznej formie, ale mimo wzorców z lat 90. nie utknął w poprzednim stuleciu. Mając na barkach odpowiednią podbudowę pod muzykę, czyli właśnie przytłaczająco ciemną aurę, nie zapomina, że jesteśmy w XXI wieku i dlatego jest w swoim fachu współczesny. Jego atmosferyczny, często snujący się, zbudowany na różnych stanach melancholii black metal równie często punktowany jest brzmieniami shoegaze’owymi, wskutek czego rzeczona twórczość nie tylko dołuje, ale i wpuszcza w otchłań za sprawą tych nieskończonych delayowo-reverbowych plam. Na koncercie raczej się nie uśmiechniecie, ale wyjdziecie z niego, będąc pod wielkim wrażeniem szczerej emocjonalności Ellende.
Groza podsuwa pewien trop interpretacyjny już nazwą, która każe cofnąć się myślami do debiutanckiego krążka Mgły o tym samym tytule. Ale czy black metal w ich wykonaniu faktycznie jest listem miłosnym do Mgły? W żadnym wypadku. Momentami można wyłapać pewne źródła inspiracji wskazujące na sympatię do polskiego ansamblu, czyli suchotniczą barwę wokalu oraz transowe tremolo rozciągnięte na cały utwór, ale tu skojarzenia się kończą. Groza stawia często na znacznie bardziej bezpardonowe i brutalne ujęcie sprawy. Niejednokrotnie decyduje się na salwy blastów czy tempa odrzutowe, doprowadzając poszczególne numery do temperatury wrzenia. Widać, że czują się w sczerniałym metalu jak ryba w wodzie.
Młodzi, utalentowani i doświadczeni – w ten sposób można opisać muzyków Servant. Zespół personalnie powiązany z Under the Night Sky czy Ancient Wargod podchodzi do black metalu na zasadzie kontrastu. Z jednej strony to muzyka przepełniona nienawiścią i wszystkim, co złe, a z drugiej ubrana w szlachetną melodykę, a do tego odegrana z dużą lekkością pod kątem technicznym – i to mimo niezaprzeczalnej intensywności. No i co najważniejsze, niemiecki skład ma na koncie dwie płyty, obie bardzo udane. Dobry prognostyk na przyszłość.