Fot. Łukasz Jasiukowicz
Wychodząc z mainstremowego popu, postanowiła sprawdzić się na obszarach, przed którymi ją przestrzegano. Czy śmiałym ruchem rzeczywiście opuściła popowy piedestał i w jaki sposób doświadcza dokonanej zmiany? O koncertach, publiczności i artystycznych uniesieniach rozmawiamy z Margaret tuż przed rozpoczęciem jej Maggie Vision Tour.
Jednym z przystanków zapowiedzianej trasy jest koncert w Poznaniu, który odbędzie się już 9.10 w klubie Próżność. Szczegóły nadchodzącego wydarzenia sprawdzicie TUTAJ.
.
.
W wywiadzie z Piotrem Metzem powiedziałaś, że bardzo lubisz tworzyć muzykę, a jej wydawanie bywa dla ciebie „bolesnym” procesem, bo wiąże się z wystawianiem utworów na ocenę, kategoryzowanie, etykietowanie. Czym w tej całej układance artystycznej jest dla ciebie koncert?
Margaret: Bycie w studiu i koncerty to dla mnie ulubione momenty mojego życia zawodowego i artystycznego. Koncerty to ciekawe zderzenie. Piosenki tworzone są w bezpiecznym środowisku studia, gdzie pozwalam sobie na wchodzenie w zakamarki, które potem często okazują się niedobre, czyli pozwalam sobie na błędy. Wydaje mi się, że im więcej się ich popełni, ale w ciszy, studiu, tym lepszy jest później efekt. Na scenie nie ma już miejsca na pomyłki. I to jest zupełnie inna energia. Porównałabym to do wjazdu narkotykowego, bo to jest taki zastrzyk energii, dopaminy, adrenaliny… I tego zastrzyku bardzo brakowało mi przez pandemię. Był taki moment, w którym czułam, że jakaś część mnie zaczyna usychać i obumierać, tak bardzo brakowało mi sceny. Lubię koncerty bardzo, a tym bardziej klubowe, bo wiem, że na nie publiczność przychodzi w dokładnie określonym celu, dokładnie na to, co teraz sobą reprezentuję, więc są to niezwykłe spotkania. W pandemicznych czasach bardzo trudno jest planować i organizować trasy koncertowe. My też się z tymi trudnościami mierzymy, ale cieszę się, że po wielu perturbacjach i przekładaniach, to się wydarzy. Czekam z ogromną, dziecięcą podjarką.
To, że zapraszasz słuchaczy na trasę klubową ciągle jest jeszcze nowością w twoim wydaniu. Grałaś wcześniej bardzo często, ale zwykle w zupełnie innym anturażu.
To dla mnie zupełnie nowy rewir. Faktycznie dużo koncertowałam, ale były to koncerty plenerowe, zazwyczaj nieodpłatne, przychodziło na nie dużo przypadkowych ludzi. Była to sytuacja, w której nie do końca mogłam sprzedawać swoją sztukę. Miałam wrażenie, że chodziło wtedy o zabawianie ludzi – co też jest okej. Jednak podczas trasy klubowej mogę dużo bardziej skupić się na przekazie, opowiedzeniu historii. Jest to dla mnie zupełnie nowa sytuacja, nowa publiczność. Chociaż wiem, że podąża też za mną duży fanbase osób, które śledziły mnie już wcześniej. No ale stawiam pierwsze kroki w kierunku klubowym, bycia artystką, która sprzedaje trasy, więc jest to dla mnie niezwykle stresująca sytuacja.
W jaki sposób doświadczasz tej nowej publiczności?
Dla takiej publiczności zupełnie inaczej się gra, bo jeżeli ktoś kupuje bilet na twoją trasę, która jest związana z płytą, to można przypuszczać, że to, co robisz mu się podoba, i że wszystkie smaczki, które są na tym albumie, nie tylko bardziej znane single, zostaną docenione. Tacy odbiorcy wręcz czekają na różnego typu artystyczne uniesienia, jakąś artystyczną wizję. Cieszę się na maksa, że w końcu mogę takie rzeczy robić. Przez wiele lat singlowałam, co było bardzo mainstreamowe. Z resztą do dzisiaj bardzo to lubię, ale lubię też mieć tę swoją drugą stronę – nieraz bardziej melancholijną, nieraz mówiącą o czymś niewygodnym, czasami wygodnym… ale jednak o przemyśleniach, które są bardziej moje, bliższe mojemu sercu, a nie tak komercyjne. Połączenie tych dwóch stron siebie bardzo mi robi.
Nagrywałaś „Maggie Vision” z myślą o koncertach?
Od początku było dla mnie jasne, że chcę z tą płytą koncertować. Mimo to sytuacja koncertowa okazała się zderzeniem, którego nie przewidywałam. Na „Maggie Vision” są numery dla mnie ważne, ale bardzo gorzkie, np. „Antipop”, a szczególnie „Xanax”. Pisząc tę piosenkę i będąc w studiu, wśród ludzi, których znam i którym ufam nie było dla mnie problemem, żeby się uzewnętrznić. W sytuacji koncertowej zawsze czuje się z tym dziwnie. Trudno jest wychodzić na scenę i opowiadać któryś już raz bardzo trudną i intymną dla mnie historię tak wielu osobom. Nie byłam na to przygotowana. Tworząc ten album i wypluwając z siebie rzeczy, zapominałam o tym, że później będę musiała je jeszcze zaśpiewać w zupełnie innej czasoprzestrzeni i z zupełnie innym humorem. Teraz jestem w bardzo wesołym i radosnym miejscu w swoim życiu i powracanie do tych ciemnych rzeczy jest dziwne.
.
.
Do opowiadania swoich historii wykorzystałaś muzykę hiphopową. Jesteś w ostatnim czasie bohaterką wielu tekstów i analiz dotyczących żeńskiej strony rodzimej sceny hiphopowej. „Kobieta w polskim rapie” to etykieta, która ma dla ciebie jakieś znaczenie?
Ja nie czuję się raperką. Oczywiście wiele inspiracji czerpię z hip-hopu, słucham go i bardzo lubię, ale nie chciałabym się znów wiązać i etykietować. Oprócz tego, że sięgam do tych środków wyrazu, jestem po prostu sobą, no i lubię dobrą melodię, lubię jak jest hit. Ta popowość cały czas we mnie jest. Ja nazywam to, co robię urban popem, czyli popem, który miesza ze sobą gatunki urban – nawijkę hiphopową, trochę latino itd. To jest nowa hybryda, która coraz bardziej wchodzi na rynek, w Stanach jest już zadomowiona. Jest mi oczywiście bardzo miło, że jestem w tych artykułach. Z mainstreamowego popu, z którego wyszłam, do hip-hopu jest bardzo daleko. Spotkałam się z przestrogami „nie idź tam”, „bez sensu”, „wszystko zniszczysz”. Cieszę się więc, że moja obecność została zauważona. Ja jednak czuję się pomiędzy gatunkami, w rozkroku.
Twoja droga może odważyć innych – np. dziewczyny do robienia hip-hopu, czy innych twórców do dokonywania śmiałych transferów między stylami.
Nawet na przestrzeni tego roku widać, że rapujących dziewczyn jest dużo więcej i one „robią wyniki” (śmiech). Więc to się dzieje. Myślę, że jesteśmy też tego głodni, tak dużo jest hip-hopu męskiego, a tak mało jest kobiecych głosów. Cieszę, że dziewczyny się odważają.
Z mojej perspektywy, to, co właściwie mogliśmy zaobserwować w twoim przypadku, to przeniesienie kreatywnych wizji z radiowych utworów, tworzonych na wysokim poziomie, na inne obszary muzyczne. W gruncie rzeczy utrzymujesz tę wysoką jakość, zarówno warstwy brzmieniowej, jak i wizualnej tego, co prezentujesz. Myślę, że stąd z przyjemnością podąża się za każdą z twoich odsłon.
Dziękuję, że to mówisz. Ja lubię te moje stare hity. Jak ich słucham, to cieszę się, skaczę sobie i tańczę do nich, jestem z nich dumna. Mam wrażenie, że żyjemy ostatnio w czasach ogromnej dezinfromacji. Często borykam z tym, że coś, co powiem zostaje wyciągnięte z kontekstu. Dużo krzywdzących rzeczy pojawiło się wokół tej mojej zmiany, a ja nigdy nie chciałam się odcinać od tego, co robiłam wcześniej, bo ja to kocham. To robiłam ja i bardzo lubię ten etap w swoim życiu, doceniam go. Tylko, że robiąc coś takiego przez siedem lat, poczułam, że chcę iść dalej, że chcę robić inną muzykę. I to przeniesienie na inny grunt też mi się podoba po prostu (śmiech).
Możesz więc teraz powiedzieć, że znalazłaś swój złoty środek na działanie? Rapujesz o tym w utworach, często poruszasz w nich temat dobrego samopoczucia, odnalezienia się w rzeczywistości.
Wydaje mi się, że to jest po prostu droga. Teraz jestem w momencie, w którym jest mi dobrze, ale to też nie jest tak, że wcześniej zmagałam się z jakimś rzeczami. Ta świadomość przychodzi zawsze z czasem. Może za rok stwierdzę, że coś było jednak teraz nie tak i będę chciała to zmieniać. Jesteśmy po prostu ludźmi. W danych momentach nie jesteśmy czegoś świadomi, później sobie to uświadamiamy i mamy takie: „O boże, no właśnie, przecież”. Ale jest mi w ogóle super, oprócz tego, że jestem meteopatką i to przesilenie jesienne jest dla mnie tragiczne, muszę codziennie rano przekonywać siebie, że wszystko jest ok, że to po prostu pogoda (śmiech). Jeśli chodzi o sposób, to chciałabym go nie znajdywać. Chciałabym odkrywać co rusz na nowe sposoby na siebie, na swoją muzykę i wydaje mi się, że życie takie jest, że wszystko jest w ciągłym ruchu. Jesteśmy otoczeni różnymi bodźcami, do których się przystosowujemy. Wszystko cały czas się zmienia i my też.
Od pewnego czasu działasz już też pod szyldem swojej własnej wytwórni (Gaja Hornby Records). Zastanawiam się czy paradoksalnie i wbrew temu o czym śpiewasz, nie masz teraz z tego powodu więcej pracy (śmiech).
Tak, to prawda, mam więcej pracy, ale też mam teraz nad wszystkim kontrolę, czego brakowało mi w którymś momencie. Myślę, że to też kwestia wieku, że wraz z peselem, który zawsze jest o rok do góry, wzmaga się potrzeba sprawczości, poczucia, że wszystko jest w moich rękach. I ja teraz czuję, że to, co mam zależy ode mnie i wypracowuję to dzięki sobie, a jak coś mi się nie uda, to też jest przeze mnie. Wytwórnia to złożony i skomplikowany temat, ale będziemy już teraz ruszać na maksa z artystami. Dużo jest takiej pracy, której efektów jeszcze nie widać, a którą wykonujemy już od jakiegoś czasu.
Zdradzisz czego mogą spodziewać się słuchacze na twoim nadchodzącym koncercie w Poznaniu?
Oczywiście będzie to „Maggie Vision”. Poza tym trochę „Gai Hornby”, no i nie mogłam się powstrzymać, więc zagramy też piosenkę spod folderu „stare hity” „What you do”, bo to aktualnie moja ulubiona z moich starych przebojów. Troszeczkę poszperaliśmy w aranżacjach, żeby było to up to date. Będzie trochę tańca. Scenograficznie i wizualnie ubraliśmy wszystko w psychodeliczną całość i taką klamrą to zamykamy. Poznań na pewno dostanie od nas dużo dobrej energii i mam nadzieję, że ona będzie krążyć.
Masz może jakieś szczególne wspomnienie związane z naszym miastem?
Kiedy mieszkałam jeszcze w Szczecinie, często pokonywałam trasy do Warszawy czy Krakowa, które zawsze prowadziły przez Poznań. Kiedyś była taka opcja, że można było sobie w Poznaniu zamówić KFC do pociągu. I Poznań kojarzy mi się z tym, że ja to KFC zamawiałam. No taka historia (śmiech).
.
.
Sprawdź, gdzie Margaret zagra w ramach Maggie Vision Tour:
8.10 – Szczecin [Kosmos] – szczegóły
9.10 – Poznań [Próżność] – szczegóły
16.10 – Wrocław [Akademia] – szczegóły
22.10 – Sopot [Sfinks700] – szczegóły
23.10 – Warszawa [Niebo] – szczegóły
12.11 – Chorzów [Chorzowskie Centrum Kultury] – szczegóły