Zacznijmy od przeszłości. Jak to się stało, że zaczęłaś grać na wiolonczeli?
Historia jest taka, że jak byłyśmy małe z Natalią to cały czas coś śpiewałyśmy. Ciągle coś z muzyką się u nas działo. Nasza mama robiła plakaty do spektakli Teatru Dramatycznego i Buffo. Miała tam przyjaciółkę, panią Halinkę, która powiedziała do niej: „Przecież one muszą iść do szkoły muzycznej”. Moi rodzice wcześniej na to nie wpadli, a byłam wtedy już w trzeciej klasie. Przyszłyśmy na egzminy i po oględzinach ciała, dłoni, zbadaniu słuchu obydwie trafiłyśmy na ten sam instrument. W zasadzie przed pójściem na pierwszą lekcję nawet nie wiedziałam jak wygląda wiolonczela.
Nie miałaś przy tym jakiś większych kryzysów? Wiem, że nadal grasz i nagrałaś też część instrumentali na swoją płytę.
W edukacji muzycznej ma się generalnie dużo kryzysów. W ogóle edukacja jest ciężka, dlatego, że jest dosyć mocno ramowa. Mimo tego ją bardzo szanuję, moje dziecko też teraz gra na wiolonczeli i jest w szkole muzycznej. Ważna jest regularność ćwiczenia. Nadzieje i frustracje nauczyciela zawsze troche Cię „dojeżdżają”, ale warto to przeżyć. Myślę że rozwój wrażliwości muzycznej wpływa na wrażliwość w ogóle i nawet jeśli ktoś nie jest potem muzykiem to i tak wynosi korzyści z takiej edukacji.
Nie tęsknisz czasem za Sistars? Śpiewasz z siostrą w różnych innych projektach, między innymi u Krzyszofa Zalewskiego, ale nie brakuje Ci czasem tego w takiej formie jak kiedyś?
Nie. Chyba nie. Wydaje mi się że każdy z nas odbywa taką podróż. Mam oczywiście sentyment do tych czasów, wracam sobie czasem do niektórych momentów. Oglądam zdjęcia albo teledyski i się śmieję, ale wydaje mi się, że był to świetny ale już zupełnie zakończony etap rozwoju. To było takie liceum, trzeba było iść dalej. Natomiast śpiewanie z Natalią jest ciągle ekstra i ciągle szukamy okazji do spotkań na scenie.
Słyszałam niedawno Na Dwa w klubie i wcale nie była to impreza Vogule Poland. Jak reagujesz na to, że wasze Sistarsowe piosenki stały się takie ponadczasowe?
To strasznie fajne! Czasami mam wrażenie że już spotykam ludzi, którzy mówią, że moja mama słuchała Sistars i że to pokolenie już jakby się wymienia, że jesteśmy trochę starzy. Ale faktycznie jest coś takiego. Być może to był ten moment na rynku, gdzie nie było analogicznego zespołu, który grałby taką muzę i ładnie się tu zapisaliśmy.
Co z projektem Rita Pax? Planujecie coś jeszcze?
W tym momencie wszyscy są porozrzucani gdzie indziej. Każdy obrał inny kurs. Wszyscy bardzo aktywnie działają, grają i to jest chyba pewne fatum, że ciężko nas zebrać i coś zrobić. Wiem też, że nam wszystkim zależy i ja osobiście trochę za tym tęsknię. Faktycznie była to taka „kąpiel” w innych współbrzmieniach i osobowościach, z reszta to moi znajomi z podstawówki i liceum muzycznego. Myślę, że to się jeszcze wydarzy tylko chwilowo nie mamy na to przestrzeni.
Kończąc wątek przeszłości chciałam Cię zapytać o Bitwę na Głosy? Bycie opiekunem drużyny w programie czegoś Cię nauczyło?
Nie było to łatwe, bo wtedy z siostrą obie byłyśmy pod koniec ciąż. W ogóle zabawna historia, bo końcówkę tej ciąży spędzałam w szpitalu, jakieś trzy tygodnie. Czytałam wtedy na Pudelku, że już urodziłam a cały czas siedziałam z tym brzuchem i myślałam sobie „O, ciekawe…”. Ten czas pamiętam jako ciągłe powtarzanie sobie, że trzeba to jakoś przetrwać, bardziej niż jako fun z udziału w programie. Poznałyśmy tam dużo super młodzieży. Często prowadzę różne warsztaty i zajęcia, bardzo to lubię i uczy mnie to wielu rzeczy. Każde takie spotkanie z ludźmi, którzy chcą zaczerpnąć doświadczenia jest wspaniałe. Zagłębianie się w to, aby uwolnić to brzmienie jest też taką analizą siebie samego. Zawsze po warsztatach sama sobie uświadamiam wiele rzeczy, to jest w tym najlepsze.
Masz nadal kontakt z podopiecznymi, śledzisz ich losy, czy to raczej zamknięty rozdział?
Niektórych czasami spotykam, na przykład na ulicy. Widzę też, że wiele z nich coś robi pod kątem muzyki.
Porozmawiajmy teraz o albumie. Postanowiłaś tworzyć pod swoim własnym nazwiskiem. Wiem, że chciałaś nadać tym autentyczności piosenkom, był ku temu jeszcze jakiś inny powód?
Nie miałam potrzeby wymyślania jakiejś tajemniczej nazwy dla tego projektu. Nie czułam, że to ma być jakiś kolejny zespół, chociaż w sumie trochę się zrobił, bo mam stałą ekipę z którą gram. Ta płyta to moje piosenki zbierane przez pewien czas i tworzone w satysfakcjonującym mnie i myślę, że też ponadczasowym gatunku. Kompozycje z Chodź tu za każdym razem gdy je gram, a gram je już trochę , odczuwam jako aktualne. Strasznie mnie kręci to co gram. Wydaję mi się, że jestem już na szlaku że tak powiem doktoranckim. Tak jak Sistars to było takie liceum, studia z Pinawellą, policencjackie granie z Rita Pax, tak myślę że to co robię teraz będę robić bardzo długo. To taka właściwa droga.
Cała płyta to jedno wielkie przesłanie, czy każdy kawałek ma być lekcją na inny temat?
Myślę, że wszystkie te utwory to osobne historie, wątki i wnioski. Wszystkie mają wspólną cechę, którą jest szczerość i odwaga, a w zasadzie utopijne dążenie do nich. Również brak strachu jest jednym z motywów przewodnich albumu.
Najczęściej tytułem albumu staje się tytuł jednej z piosenek, Ty jednak postąpiłaś inaczej. Dlaczego wybrałaś na tytuł akurat Chodź tu, które jest cytatem?
Nie pamiętam już dokładnie procesu, jak dokonałam wyboru. Przeanalizowałam te wszystkie tytuły i żaden nie był w stanie zobrazować całości, przesłania płyty. Chodź tu jest bezpośrednim, centralnym przekazem, ale też prostym.
Planujesz wydać jeszcze jakieś single z płyty czy na Drewnie już koniec?
Chyba powstanie jeszcze jakiś obrazek, wtedy będzie singiel, ale zostawmy to jeszcze w tajemnicy.
Jak byś opisała współpracę z Kasią Nosowską? Było to wymagające doświadczenie?
Raczej nie. W zasadzie pamiętam, że zadzwoniłam do niej czy już coś nagrała, ale akurat była chora i leżała w łóżku i mówiła do telefonu: „Weź, jeszcze chwila, jeszcze jestem w kołdrze”, ale następnego dnia mi wszystko wysłała. Słuchałam tego dosyć długo, zagłębiając się w tekst, wyszło jej to świetnie. Z Kasią miałam też okazję współpracować przy Women’s Voices i jest to bardzo konkretny, wspaniały człowiek.
W wywiadzie u Jakóbiaka nie wypowiedziałaś się na temat porównywania do Natalii, mówiąc, że dopiero wydajesz płytę i nie wiesz jak to będzie. Od premiery minęło już sporo czasu, często spotykasz się z porównaniami czy ludzie bez problemu rozumieją, że łączy was tylko więź rodzinna a muzycznie jesteście zupełnie inne?
Nasze albumy są w sumie bardzo ciężkie do porównania. Czytałam trochę recenzji, gdzie faktycznie pojawiały się odniesienia. Zawsze gdzieś tam chyba to będzie się przewijało. Nie odczuwam tego jakoś mocno, bo robimy zupełnie różne rzeczy, ale wiem też, że mamy wspólną grupę odbiorców, trochę się to zazębia.
Czy Twoje życie po otrzymaniu Fryderyka zmieniło się jakoś bardzo oprócz tego, że wróciłaś do domu ze statuetką?
W zasadzie to mam już trochę tych Fryderyków, jeszcze z czasów Sistars. Mój narzeczony też ma Fryderyka za realizację, więc tak w zasadzie tylko go dostawiłam. Świetne był to, że obie z siostrą wyszłyśmy z gali z osobnymi nagrodami. Rodzice wysłali nam SMS-a, że płaczą z dumy. Życie się jakoś od tego nie zmieniło, oprócz tego że poczułam następnego dnia taką energię w sobie, że może od razu zrobię drugą płytę. Mocno mnie zaskoczyła wygrana, bo kategoria elektroniczna była bardzo szeroka, nominowane płyty były abstrakcyjnie różne. Natalia Nykiel siedziała przede mną w piękneJ długiej sukni, której koniec nawet ktoś musiał za nią nieść. Kiedy to zobaczyłam, pomyślałam sobie, że już wiadomo kto dostanie Fryderyka, więc był to dla mnie trochę szok. Jeszcze Kev Fox zapowiedział mnie ze swoją brytyjską wymową trudnego słowa „Przybysz” i trochę nie wiedziałam, co się właśnie stało.
Gdybyś nie tworzyła muzyki to co byś robiła?
Na pewno pracowałabym z dziećmi. Myślę, że jest mi to przeznaczone. Pewnie bym czegoś uczyła, musiałabym mieć jakieś interpersonalne zajęcie. Raczej nie chciałabym pracować w samotności, chyba że pisałabym książkę. Czasami mam ochotę na robienie czegoś abstrakcyjnego, tylko nie znajduję na to czasu. Czytam teraz książkę Olgi Tokarczuk, gdzie jest wstawka o tym, że wszyscy ludzie z przedstawionego tam kraju muszą napisać jakąś książkę, że wyrwie ich to z biedy. Także kto wie. Jesteśmy bardzo ciekawymi istotami, możemy robić wiele różnych rzeczy.
Czyli możemy spodziewać się kiedyś Twojej ksiażki?
Być może, ale wymagałoby to ode mnie sporej konsekwencji w działaniu i skupienia, a to trochę trudne, kiedy ma się dzieci i dużo pracy
Miałaby taką formę jak książka Kasi Nosowskiej czy zupełnie inną?
Muszę w końcu sięgnąć po książke Kasi ale przeczuwam że byłoby też śmiesznie.