Spotkanie w kameralnej Mixturze z przemiłą Natalią Wójcik, znaną szerokiemu gronu odbiorców pod pseudonimem Zagi, zostanie w mojej pamięci na dłużej. O czym rozmawialiśmy i jaki jest jej plan na życie, wyczytacie poniżej. Nie ma co się rozwodzić! Przeczytajcie sami.
Bez wątpienia ukulele jest obecnie istotnym wyznacznikiem Twojej twórczości. Jak rozpoczęła się Twoja przygoda z tym sympatycznym instrumentem?
Szczerze mówiąc zainteresowałam się ukulele dosyć niedawno, bo jakiś rok temu i moje zauroczenie trwa do dziś. O dziwo obecnie w Internecie znajdziesz więcej moich piosenek z ukulele, niż z gitarą! (śmiech) Cała przygoda zaczęła się dość przypadkowo. Moi znajomi podrzucili mi link do najnowszej płyty Eddiego Vedera „Ukulele Songs” i tak mocno przypadła mi do gustu, że postanowiłam pójść tą drogą. Zresztą bardzo mnie kręcą solowe występy i po części dlatego narodził się pomysł obecnej trasy koncertowej.
Poruszyłaś temat Pearl Jam, rozumiem że bilet na Opener’a już masz w garści?
Jestem wielką fanką Pearl Jam, ale w tym roku nie jest mi dane zobaczyć ich na żywo w Gdyni.
Na pewno będzie jeszcze okazja! Wróćmy teraz do Twojej solowej trasy. Masz już za sobą kilka występów, więc czas na małe podsumowanie. Podzielisz się ze mną swoimi spostrzeżeniami?
Myślę, że dzięki solowym występom lepiej poznaję siebie, tym bardziej, że jest to pierwsza moja trasa. Oczywiście wcześniej grywałam koncerty, ale zdecydowanie rzadziej. Zdarzały się dwa występy na miesiąc a później długo, długo nic. Pod tym względem obecna trasa jest dla mnie wyjątkowa. Takie podróże jednak łączą się z długimi godzinami w autobusie sam na sam z nikim oprócz mnie i nie zawsze jest to fajne. Brakuję mi wtedy Magdy Ruty, z którą zwykle koncertuję. Ona zawsze była moim przewodnikiem, bo mam spore problemy z orientacją w terenie i często się gubię (śmiech).
Z tego co sprawdzałem koncertujesz obecnie w małych, kameralnych miejscach.
Zdecydowanie tak, są to miejsca maksymalnie na 50 osób i bardzo dobrze się w nich czuję. Przede wszystkim nie jestem jeszcze gotowa do występów dla większego grona odbiorców. Bliskość z publicznością w jakimś stopniu mnie uspokaja. Poza tym jest większa możliwość interakcji, a to dla mnie bardzo ważne.
Czas na pytanie o Twoją EPkę „Uke”. Zaczniemy banalnie. Spodziewałaś się, że będzie taki odzew? Zarówno ze strony mediów, jak i samych słuchaczy?
Zdecydowanie jest to miłe i budujące uczucie. Udało mi się być gościem kilku stacji radiowych. Bardzo fajnie wspominam mini koncert w Esce Rock, jednak nie myślę o tym jako o jakimś wielkim sukcesie, po prostu się cieszę i mam nadzieję, że w przyszłości będę mogła pokazać odbiorcom jeszcze więcej.
Ponoć tworzysz praktycznie bez przerwy i już masz materiał na kilka płyt. Prawda czy fałsz?
Jest tego sporo (śmiech). Materiał na płytę jest już praktycznie gotowy i wystarczy dopracować aranże. Myślę, że na początku przyszłego roku płyta będzie już gotowa. Początkowo chciałam wypuścić nowy materiał już jesienią, ale różne okoliczności trochę wydłużają prace. Myślę jednak, że warto poczekać, na pewno pojawią się nowe instrumenty.
Przyszły krążek zamierzasz wydać własnym sumptem czy wolisz powierzyć te zadanie profesjonalnej wytwórni?
Obecnie jest to kwestia otwarta. Prowadzimy rozmowy z większą wytwórnią, ale jeszcze się waham. Nagrywanie na własną rękę ma swoje plusy, a underground ma swój specyficzny klimat.
Możesz liczyć na większą swobodę…
Dokładnie, dlatego temat jest jeszcze do głębszego przemyślenia i pewnie wszystko wyklaruje się w przeciągu najbliższych miesięcy.
Wróćmy teraz do „Uke”. Porozmawiajmy o kawałku „Peekaboo” i Twojej współpracy z Oly.
Oly. poznałam przez moich znajomych i wszystko wyszło dość spontanicznie. Napisała do mnie z propozycją wspólnego koncertu w Warszawie. Na żywo przekonałam się, że ma niezwykły talent i postanowiłam zaproponować jej muzyczne spotkanie. Tak narodziła się nasza znajomość, efektem której jest „Peekaboo”.
Szkoda, że nie zobaczymy jej dzisiaj. Mówiłaś o tym, że nowy album zbliża się wielkimi krokami. Mam nadzieję, że nie zabraknie tam ukulele.
Będzie ukulele, ale nie będzie go tak dużo jak w przypadku „Uke”. Pojawią się klawisze, smyczki i wiele innych. Możesz liczyć na urozmaicony materiał.
Czyli nici z „hawajskich klimatów”?
No niestety (śmiech)! Pojawią się za to elektroniczne wstawki!
Trzymam za słowo! Jesteś praktycznie na początku swojej kariery muzycznej, ale już teraz możesz pochwalić się pewnym sukcesem.
Tak jakoś wyszło, że razem z Magdą brałyśmy udział w przesłuchaniach do Zimowej Giełdy Piosenki w Opolu organizowanych przez Radio Sygnały, słuchacze zadecydowali, że jedziemy do Opola. Udało nam się zająć pierwsze miejsce. Byłyśmy bardzo zaskoczone, ale było to dla nas duże wyróżnienie. Fajnie, gdy Czesław Mozil wręcza Ci nagrodę!
Miałyście możliwość zamienić z nim parę słów?
Niestety nie! Zaraz po inauguracji miał koncert, a nas zaciągnięto do wywiadów. Mam jednak nadzieję, że jeszcze będzie możliwość zamienić z nim parę słów.
Miałaś również epizod ze Studenckim Festiwalem Piosenki w Krakowie. Bez wątpienia jest to niezwykła impreza z długoletnią tradycją, sięgającą początku lat 60-tych. Szkoda, że obecnie ów Festiwal stracił już swoją medialność. Jak Ci się podobało?
Wstyd się przyznać, ale dosyć niedawno dowiedziałam się o istnieniu tego Festiwalu. Dlatego ciężko jest mi porównać, jaka aura panowała tam wcześniej. Myślę, że sama impreza była na naprawdę wysokim poziomie i nie mogę się do niczego przyczepić. Pojawiło się tam wielu utalentowanych muzyków, którzy moim zdaniem mieli pomysł na siebie.
A jaki jest pomysł na życie Pani Zagi?
Dążę do tego, żeby muzyka zajmowała 90% mojego życia, gdzie 10% zostawię sobie na spanie i komputer (śmiech). Zobaczymy jednak czy uda mi się ten cel zrealizować. Sporo zależy od najbliższej przyszłości. Mam nadzieję, że nowy materiał przypadnie do gustu słuchaczom, a to przełoży się na fajną trasę koncertową. Obecne występy traktuję jak swoiste przygotowanie – zawsze chciałam się przekonać, jak to jest grać koncerty codziennie!
Myślę, że niebawem się przekonasz! Trzymam kciuki!