Ochrypnięty głos, zadymiona atmosfera, dźwięki gitary i to wszystko w wydaniu amerykańskiej wokalistki prosto z San Francisco, którą mogliście podziwiać 10 kwietnia w Scenie Pod Minogą. Mowa oczywiście o Rykardzie Parasol, która to po trzech długich latach powróciła do stolicy Wielkopolski. Smacznej lektury!
Moje pierwsze pytanie… Lubisz Nicka Cave’a?
Pewnie. Ale chyba nie będziemy ciągle rozmawiać o nim?
Zacząłem od niego, bo jesteś uważana za jego kobiecą wersję…
Zaraz, zaraz. Nie jestem kobiecą wersją żadnego mężczyzny.
Oczywiście, po prostu zastanawiałem się czy to dla Ciebie jakikolwiek komplement?
Jeśli ktoś poprosiłby Cię o opisanie Polski, a Ty odpowiedziałbyś, że Polska jest trochę jak Niemcy, nie byłbyś całkowicie w błędzie. Istnieją przecież pewne podobieństwa. Oczywiście Nick jest świetnym muzykiem, ale to nie są zawody. Takie porównania sprawiają, że ludzie mają wobec Ciebie pewne oczekiwania, a ja nie chcę ich zawieść. Zawsze chciałam być postrzegana przez pryzmat swojej twórczości. Nigdy nie zastanawiałam się nad jego muzyką, kiedy pisałam własną. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie mam żadnych inspiracji muzycznych, przeciwnie, jest ich całe mnóstwo, ale nigdy nie starałam się do nikogo upodabniać.
Przepraszam w takim razie za to nietrafne pytanie…
Będziesz przepraszał też za kolejne. (śmiech)
Masz polsko-żydowsko-szwedzkie korzenie. Urodziłaś się w Stanach Zjednoczonych, ale ostatnio mieszkasz we Francji. Czujesz się trochę jak obywatelka świata?
Czuję się bardzo jak Japonka. (śmiech) Nie, w największym stopniu czuję się Amerykanką, mimo że same Stany są ogromne i nawet w ich obrębie ludzie różnią się zależnie od regionu. Określiłabym się jako east-coast personality (Osobowość właściwa dla ludzi ze wschodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych – przyp. red.). Szczególnie jeśli chodzi o moje skłonności muzyczne – jestem bardzo amerykańska. Wiem, że ten dysonans wynika głównie z mojej rodzinnej mieszanki kulturowej i sama nie jestem w stanie określić jak bardzo jestem wypadkową tychże kultur. Przypuszczam, że jestem po prostu uczennicą świata. Tak, długo zajęło mi dotarcie do tej odpowiedzi – jestem uczennicą świata.
Jesteś także kobietą-orkiestrą. Komponujesz, piszesz teksty, zajmujesz się produkcją swoich albumów, nawet sama tworzysz dla nich okładki.
Oszczędzam, gdzie mogę. (śmiech)
Właśnie zastanawiałem się, czy to wynika z faktu, by Twoja twórczość była postrzegana jako całkowicie Twoja, czy po prostu nie ufasz innym.
To nie do końca prawda, ale jestem bardzo selektywna jeśli chodzi o to komu ufam. Zwykle do współpracy wybieram osoby, które nadają na podobnych falach, z którymi rozumiem się muzycznie. Ostatnio rozpoczęłam z Dante White Aliano projekt, który opiera się na remiksach moich utworów.
W Polsce mówimy, że jeśli chcesz by coś było zrobione dobrze, musisz to zrobić samemu.
W niektórych sytuacjach to się sprawdza. Kiedy rozpoczęły się prace nad Against the Sun (najnowszy album Rykardy – przyp. red.), okazało się, że mamy z producentem różne koncepcje w sprawie materiału, który powinien pojawić się na krążku. Czułam, że tracę kontrolę nad własną muzyką i wiedziałam, że tak nie powinno być, więc musiałam zawalczyć o swoje.
Którą część tworzenia muzyki lubisz najbardziej?
Zdecydowanie pisanie tekstów.
Jakie tematy Cię najbardziej interesują?
Myślę, że najbardziej lubię zagłębiać się w samą siebie. Patrzę na teksty jak na odbicie lustrzane stanów, emocji. Wiele z nich jest bardzo uniwersalnych, więc nie zawsze moje teksty są aż tak autobiograficzne.
Określasz swoją muzykę jako noir rock. Co przez to rozumiesz?
Kiedy zaczęłam koncertować w Stanach, pojawiałam się na line-up’ach obok różnych zespołów, które miały ze sobą coś wspólnego, coś, co wyróżniało je na tle innych. Zaczęłam szukać najpierw tego czynnika dystynktywnego, a później chciałam nadać temu nazwę. Odkryłam, że chodzi o pewnego rodzaju ciemność w brzmieniu, jakby muzyka pozwalała zagłębić się w najgłębsze cienie ludzkiej duszy. Niemniej, mój ostatni album odszedł już trochę od takiego stylu, jest dużo pogodniejszy, może nawet trochę popowy.
Słyszałem, że szczególnie francuski pop przypadł Ci do gustu.
Tak, to pewnie też miało na mnie wpływ. Lubię go za niewymuszoność, na pozwalanie słowom, by po prostu brzmiały. Daje to poczucie swobody w przekazie.
W trakcie swojej obecnej trasy koncertowej, grasz zarówno koncerty akustyczne, jak i te z zespołem. W której odsłonie lepiej się czujesz?
Myślę, że mimo wszystko wolę grać z zespołem. W przypadku koncertów akustycznych, paradoksalnie przeraża mnie intymność na scenie. To specyficzna atmosfera, jestem niemal sama przeciwko często głośnemu tłumowi, mam poczucie jakby to było stawiane przede mną wyzwanie aby dać się usłyszeć wszystkim.
Kilka miesięcy temu, w Łodzi, miałaś okazję nagrać video sesję live swoich utworów z dwiema polskimi artystkami – Melą Koteluk i Misią Furtak. Jak zapamiętałaś pracę z nimi?
To była świetna zabawa! Obie mają wspaniałe głosy. Naprawdę czerpałam z tego dużo radości. Takie muzyczne spotkania zawsze traktuję jako wspaniałą okazję do poznawania nowych osób, obcowania z ich rozumieniem muzyki.
Na zakończenie… Jak opisałabyś Polskę w jednym zdaniu? Poza tym, że Polska jest trochę jak Niemcy. (śmiech)
Czułam, że to pytanie nadejdzie!
Jestem aż tak przewidywalny?
Nie, to dlatego, że ludzie ciągle pytają mnie o mój punkt widzenia! Dlaczego Polacy mieliby pytać o Polskę akurat mnie? Sami najlepiej znacie swój kraj. To trochę tak jakby na pierwszej randce zapytać „- Co myślisz o mnie? – A co Ty myślisz o mnie?” (śmiech).
Myślę, że Polacy lubią wiedzieć jak są postrzegani przez innych…
Wiem jakie jest typowe wyobrażenie Amerykanów o Polsce – że to kraj Europy Wschodniej. Kiedyś nawet pokłóciłam się z kimś o to. Mam znajomych, którzy byli tu przede mną i zawsze zachęcali mnie – „jedź tam, na pewno będziesz się wspaniale bawić, jest tyle do zobaczenia!”. Kiedy pierwszy raz przyjechałam do Warszawy, nie miałam zbytnio okazji by zwiedzić miasto. Teraz powoli zaczynam to nadrabiać. Przede wszystkim nie myślę, że Polska jest jak Niemcy. (śmiech) Już wcześniej miałam pewne wyobrażenie Polski dzięki opowieściom mojego taty. Teraz na własnej skórze odkrywam Wasz kraj. Przede wszystkim uważam, że Polacy są bardzo przyjacielscy, otwarci. To pozwoliło mi od razu poczuć się tu dobrze i dlatego ciągle tu wracam!
Rozmawiał: Mateusz Mirecki