– Czasami łapię się na tym, że zaczynam się stresować nadmierną ilością tego co kocham – tłumaczył Zeus przed piątkowym koncertem w klubie U Bazyla. Rozmawialiśmy o życiu, facebooku i najnowszym albumie „Zeus nie żyje”. Zresztą sprawdźcie sami.
Opowiedz mi o wytwórni Pierwszy Milion.
Pierwszy Milion istnieje od 2006 roku i początkowo była to grupa i ideologia, a w 2012 roku założyliśmy legalnie działającą firmę. Rozpoczęliśmy od nagrania mojej płyty „Zeus nie żyje”. Wcześniej nagrywałem w Embryo, ale nasze drogi rozeszły się w niemiły sposób i postanowiliśmy wydawać się sami.
Pierwszy mój kontakt z Twoją muzyką miał miejsce w momencie wydania płyty „Co nie ma sobie równych”. Powiedz co od tego czasu zmieniło się w Twoim życiu. Odczuwasz progres finansowy czy jest bez zmian?
Dopiero teraz odczuwam progres finansowy. Po wydaniu ostatniej płyty wszystko się zmieniło, wzrosło zainteresowanie koncertami. Ruszyła się również sprzedaż samej płyty. Pieniądze są nieporównywalnie większe. Praktycznie pierwsze trzy albumy trzymały ten sam poziom finansowy. Przy drugiej zacząłem grać więcej koncertów, ale po wydaniu „Zeus nie żyje” wzrost jest niesamowity. Nagle pojawiło się mnóstwo miejsc, gdzie chcą, żebyśmy grali. W przypadku mojej pierwszej płyty ilość koncertów była bardzo ograniczona.
Czyli można powiedzieć, że pierwsza płyta rozeszła się głównie w środowisku znajomych, lokalnie? Czy może wyciekła też poza Twoje środowisko?
Nie, no jasne, że graliśmy poza naszym podwórkiem, ale nie odczułem jakiegoś niesamowitego boomu. Musisz pamiętać, że moja pierwsza płyta była okrzyknięta debiutem roku. Wcześniej było „Demo Roku”, ale to w żaden sposób nie przełożyło się na kasę i na ilość granych koncertów.
Słyszałem różne porównania, m.in. do małego O.S.T.R.ego. Ja się do tego odnosisz?
Myślę, że porównania do Adama już dawno się skończyły. Wiadomo przy pierwszych dwóch płytach spotykałem się z takimi sytuacjami. W pewnym momencie mojej kariery poszedłem w takie klimaty, które jednoznacznie pokazały, że jestem zupełnie inny. Mam swój indywidualny styl. Czy mnie to denerwuje? Zacznijmy od tego, że nie lubię Adama jako człowieka, w którymś momencie rozminęliśmy się i to jest jedna sprawa. To że ludzie porównują mnie do niego pod kątem artystycznym w ogóle mi nie przeszkadza. Każdy ma prawo do porównań i nie mnie to oceniać.
Zajmijmy się teraz Twoją najnowszą produkcją. Nie boisz się, że staniesz się raperem jednego kawałka? Że ludzie będą kojarzyć Cię tylko i wyłącznie z Hipotermią? Specjalnie sprawdziłem odsłony Twojego teledysku i w przeciągu 5 dni przybyło ponad 200 tysięcy nowych odtworzeń. Nie boisz się tego?
Nie boję się tego i może tak być. Zupełnie mi to nie przeszkadza. Bardzo się cieszę, że zaznaczyłem się mocniej w ludzkiej świadomości i jeśli będę miał grać Hipotermię do końca życia, to nie ma najmniejszego problemu (śmiech). Moim zdaniem to jest bardzo dobry numer. Od pewnego momentu mojej kariery nagrywam kawałki, które mają głębszy sens i jestem na tyle dojrzały, że mam pełną świadomość tego co mówię. Dla mnie to wielka przyjemność, że nagrałem kawałek, który tak mocno wbił się ludziom w głowie.
Kolejny utwór, który bardzo mocno wbija się w głowę to Strumień. Patrząc na Twoją twórczość można wywnioskować, że jesteś takim oldschoolowym człowiekiem, który patrzy z melancholią w przeszłość. To widać praktycznie od samego początku Twojej przygody z muzyką, zarówno w przypadku Graczy czy teraz przy Strumieniu. Mam takie wrażenie, że przeraża Cię tempo zmian. Mam rację?
Tak jest, ale najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że sam padam ofiarą tych przemian. O mnie jest właśnie druga zwrotka Strumienia, gdzie mówię o fascynacji muzyką, której ilość w pewnym momencie zaczyna mnie przytłaczać. Nawet jeśli chciałbyś, to nie jesteś w stanie wszystkiego ogarnąć i przesłuchać. Za dużo tego po prostu. Czasami łapię się na tym, że zaczynam się stresować nadmierną ilością tego co kocham. Podobnie jest z fanpagem, to dbanie o niego sprawia, że codziennie myślę co tam wrzucić. Gdy ruszam w trasę to planuję posty na zapas, żeby nie było przestoju. Wiem, że to jest dziwne i w znacznym stopniu mnie blokuje i ogranicza.
Podziwiam Cię, że masz czas samemu zajmować się pisaniem, graniem koncertów i dbaniem o swój oficjalny profil. Z tego co mówisz widać, że masz na to wszystko bardzo marketingowe spojrzenie.
Jak promuję płytę to tak właśnie jest, ale gdy mam akurat przerwę między kolejnymi albumami to facebook odgrywa w moim życiu zupełnie inną rolę. Dzielę się na nim nowymi zajawkami, przy równoczesnym sprawdzaniu opinii innych osób. Taka czysta przyjemność z dzielenia się muzyką. Gdy już jest nowa płyta, to w mojej głowie odpala się zupełnie inny tok myślenia. Wiem, że muszę napisać jakiegoś newsa, poinformować czy przypomnieć ludziom o koncercie. Wszystko zaczyna się zapętlać i tworzy się totalny mętlik w mojej głowie, czyste szaleństwo.
Czyli wszystko ogarniasz sobie sam. Ze sprawami związanymi z koncertami też tak jest?
W naszej firmie każdy ma jasno określone zadania. Moja mama zajmuję się kwestiami finansowymi. Ja jestem odpowiedzialny za pracę wytwórni, kontakt z dystrybutorami czy patronatami medialnymi. Joteste zajmuje się koncertami i żadne z nas nie wchodzi sobie w paradę. Oczywiście konsultujemy się ze sobą w wielu kwestiach, ale staramy się samodzielnie podejmować decyzje. Pracy jest naprawdę mnóstwo i bardzo często rzeczy związane z firmą absorbują większość wolnego czasu. Najbardziej odczuwa to Wojtek, który nie ma praktycznie czasu na swoje produkcje.
Ostatnie pytanie. Znacząca większość Twojej twórczości do solowe projekty. Wiem , że to świadomy zabieg. Nie chciałbyś tego jakoś zmienić?
Wynika to przede wszystkim z tego, że piszę samodzielnie numery i sam je później zamykam. W momencie, gdy wprowadzałbym jeszcze jedną osobę to musiałbym pozbyć się części swojego tekstu, żeby zrobić gościowi miejsce. Choć na albumie „Zeus nie żyje” chciałem przełamać ten schemat (śmiech). Zaprosiłem nawet jednego człowieka, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło. On potrzebował więcej czasu, a ja śpieszyłem się z zamknięciem materiału na płytę. No i znowu wyszedł solowy projekt. Chyba najbardziej solowy.
Autor: Bartek Górski