Kamil Pivot to objawienie polskiego hip-hopu. Jego twórczość pełna jest rewelacyjnych tekstów okraszonych subtelnymi bitami. Muzyk słynie z najszczerszego przekazu i niesamowitego dystansu do siebie i świata. Już w nabliższą sobotę 1 września zagra w Poznaniu na Malcie w ramach Late Summer Festiwal. Zapraszamy!

Na Twojej stronie można zapoznać się z dokładną rozpiską kosztów wydania albumu i dochodów z niego płynących. Skąd taki pomysł?
Kiedy postanowiłem, że nagrywam płytę, szukałem w sieci informacji na ten temat. Nie wiedziałem, jaki trzeba mieć budżet, jakie formalności należy wypełnić, aby móc legalnie sprzedawać nośniki. Pomyślałem, że warto opisać drogę, jaką przeszedłem chociażby po to, żeby inni, kolejni, mieli trochę łatwiej. Z drugiej strony chciałem pokazać, że wbrew temu, co mogłoby się wielu wydawać, to trudno zarobić kokosy na wydawaniu płyt o ile nie jest się w – powiedzmy – czołowej dwudziestce raperów w Polsce.

Taka szczerość została odebrana w pozytywny sposób, czy raczej darzyło Ci się spotkać się z krytyką za szczegółowe wywlekanie finansów na wierzch?
Prawdę powiedziawszy, to nie przypominam sobie żadnej reakcji na takie posunięcie – ani pozytywnej, ani negatywnej.

Skąd wzięła się idea aby wesprzeć fundacje Pajacyk od każdej sprzedanej płyty?
Pomysł zaczerpnąłem od Michała Szafrańskiego, który w ten sposób współpracował z Polską Akcją Humanitarną przy wydawaniu książki „Finansowy Ninja”. Michał także postawił na transparentność finansów przy jej wydawaniu i było to dla mnie kolejną inspiracją do tego, by podzielić się kulisami wydawania mojej płyty. Co do Pajacyka, to zawsze miałem wyrzuty sumienia, że kiedy chcę przeznaczyć jakąś kwotę na cele charytatywne, to pojawia się w życiu jakiś pilny wydatek. Uznałem, że jeśli publicznie zadeklaruję, że każda sprzedana płyta, to jeden ciepły posiłek dla podopiecznych programu Pajacyk, to nie będę miał już opcji na samousprawiedliwienie.

Twój najnowszy album jest niezwykle szczery. Opowiada o dzieciach i poważnym związku. Musiałeś szukać w sobie odwagi do nawijania o takich rzeczach w czasach, kiedy najlepiej sprzedają się kawałki o narkotykach i przelotnych znajomościach, czy to przyszło bez problemu?
Wbrew pozorom na tej płycie „sprzedałem” bardzo mało naszej prywatności. A rapowanie o tym, co jest moją codziennością wydawało mi się czymś naturalnym. Nie sugerowałem się tym, co jest popularne, a co nie. Ci, którzy nagrywają o narkotykach, dziewczynach, pieniądzach, też opisują swoją codzienność. Tak jak oni byliby nienaturalni w nagrywaniu kawałków o trzeźwości, tak ja byłbym nienaturalny, kiedy rapowałbym o drogich ubraniach i imprezach w klubach.

Tematyka kawałków jest generalnie dosyć poważna, ale przedstawiona w mega humorystyczny sposób. Do tego rysunki dzieci na okładce. Nie bałeś się, że Twoja twórczość zostanie uznana za niepoważną i nieprofesjonalną?
Nie, na żadnym etapie prac nad płytą nie miałem tego typu obaw. Poza tym nie rozumiem dlaczego tematyka utworów miałaby mieć jakikolwiek wpływ na to, czy są postrzegane jako profesjonalne.

Egzemplarzy Taty Hemingwaya sprzedało się znacznie więcej niż pierwotnie przewidywałeś. Uważasz się przez to za człowieka sukcesu?
To prawda, że nie spodziewałem się, że uda mi się sprzedać tyle płyt, ale wciąż poruszam się w śmiesznych jak na polskich hip-hop przedziałach liczbowych. Liczyłem, że sprzedam 500 sztuk a sprzedałem na dzień dzisiejszy 1100. Na YouTube przez 8 miesięcy osiągnąłem wyniki, jakie raperzy robią w kilka godzin lub dni. Poza tym mam, jak sądzę, duży dystans do swojej „kariery” i trochę nie wyobrażam sobie, co musiałoby się stać na tym polu, żebym powiedział o sobie, że jestem człowiekiem sukcesu. Jeśli gdzieś miałbym szukać tego sukcesu to bardziej w życiu prywatnym: mam żonę, którą kocham, mam trójkę zdrowych i wspaniałych dzieciaków, pracę, którą lubię i hobby, które daje mi dużo radości.

To chyba sukces? Pracujesz już nad kolejnym albumem, czy raczej poświęcasz aktualnie czas rodzinie i skupiasz się na tym?
Staram się zawsze poświęcać czas rodzinie. Gdyby prace nad albumem miały sprawić, że miałbym mniej czasu dla rodziny, to pewnie bym nie nagrywał. Głupio byłoby zaniedbywać rodzinę, po to by nagrywać kawałki o tym, jak bardzo ważna jest dla mnie rodzina. Pracując nad Tato Hemingwayem pisałem teksty po nocach, kiedy dzieci szły już spać. Nagrywałem je w studiu, które było idealnie po drodze z pracy do domu. Z producentem, tatą dwójki, spotykaliśmy się po nocach, kiedy rodziny już spały. Wyższy poziom logistyki. Jest to trochę męczące, stąd jeszcze odwlekam start prac nad kolejnym materiałem, ale myślę, że jednak niedługo będę musiał się przemóc i ruszyć z drugą płytą.

Jest w planach jakaś większa trasa koncertowa, niż tylko pojedyncze występy?
Gramy pojedyncze koncerty. Nie sądzę, bym był na tyle rozpoznawalny, żeby jakakolwiek forma trasy koncertowej miała szansę powodzenia. Poza tym ktoś musiałby ją zorganizować, a ja na to nie mam czasu.

Na Open’erowym koncercie namiot był wypełniony po brzegi, a na Twój Spring Break’owy koncert nie dało się wejść. Spodziewałeś się takiego zainteresowania?
Z tym Open’erem to bez przesady. Była sobota, godzina 17:00, otwierałem scenę. Namiotowi było daleko do bycia wypełnionym po brzegi. Natomiast oczywiście cieszę się z każdej osoby, która ponosi jakiś koszt (czas, zmęczenie, pieniądze), żeby trafić na mój koncert. A jeśli tych osób jest na tyle dużo, że mogą uformować więcej niż jeden rząd pod sceną, to już super.

Jak to jest z Twoimi fanami? Są to raczej osoby w podobnym wieku i sytuacji życiowej czy dużo młodsze osoby?
Nie ma reguły, choć pewnie jest to średnio trochę starszy słuchacz niż większości raperów w Polsce. Grając utwór Który rocznik?, pytam na koncertach ludzi o to, kiedy się urodzili. Zdecydowana większość jest z lat 90., choć należy pamiętać o tym, że ci starsi pewnie w tym czasie są gdzieś ze swoimi dziećmi na placach zabaw i nie bardzo mają okazje dotrzeć na mój koncert np. na Open’erze.

Jak wygląda u Ciebie proces twórczy? Inspirują Cię poszczególne sytuacje i tworzysz bezpośrednio po nich, czy potrzebujesz więcej czasu żeby coś skomponować?
Z reguły zaczynam od jakiejś jednej frazy, zwrotu, który mnie zainspiruje i dobudowuję do niego resztę. Piszę bardzo długo, bo nie mam za bardzo czasu na to, żeby się temu poświęcać w większym wymiarze czasu. 8 utworów na Tato Hemingwaya pisałem ok. półtora roku. To bardzo długo.

Kto muzycznie jest Twoją największą inspiracją? Zdarza Ci się słyszeć porównania Twojej twórczości do zagranicznych muzyków?
Nie mam nikogo, kim bym się inspirował. Nie słyszałem też nigdy porównań do kogoś zza granicy. Jest natomiast wielu raperów, których lubię słuchać, ale chyba nigdy nie pomyślałem, że chciałbym robić taki hip-hop jak oni: J. Cole, Fabolous, Lil Wayne, Chance the Rapper, Pusha T, Rejjie Snow.

Czego prywatnie słucha Kamil Pivot?
Słucham rzeczy, które można usłyszeć w audycjach radiowych, które prowadzę: Dzika karta na antenie Trójki i Pozykiwka w Radiu Kampus: hip-hop, elektronika i szeroko pojęta brytyjska muzyka miejska.