Variété – jeden z najważniejszych przedstawicieli polskiej sceny nowofalowej i zimnofalowej lat 80. XX w. W swojej twórczości prezentował chłodną, surową muzykę po części inspirowaną The Cure czy Joy Division. Po dłuższej przerwie powracają z nowym albumem – „Piosenki kolonistów”. Z All in Poznań rozmawiał Grzegorz Kaźmierczak.

Z jednej strony uchodzicie za legendę nowej fali, z drugiej przylgnęła do Was łatka najsłynniejszego z nieznanych polskich zespołów, skąd taka rozbieżność? 

Pisanie o legendzie to chwytliwy zabieg, który zwalnia piszących od tego, żeby dokonać jakieś głębszej analizy. Jeżeli w jednym zdaniu można zawrzeć całość, to po co się męczyć. Poza tym, jakie to ma znaczenie, kiedy siadasz przed czystą kartką, jesteś zawsze pełnym niepokoju debiutantem. Tak samo kiedy zaczynasz robić nową piosenkę. Nie ma znaczenia cokolwiek, co napisałeś kiedyś. Jesteś tylko ty i pusta kartka, którą trzeba zapełnić. A jeszcze lepiej kiedy ciebie nie ma, pozwalasz sobie tylko na nieskromne poczucie, że jesteś tylko narzędziem, że dajesz się prowadzić. Te wszystkie łatki, określenia i kwalifikacje nie mają dla mnie żadnego znaczenia.

Okzyknięto Was także ulubionym zespołem polskiej inteligencji, czujecie, że gracie do elit?

Na pewno gramy dla wrażliwych i otwartych ludzi, jeżeli takie cechy wyróżniają elity, to gramy dla elit.

Na Waszej nowej płycie słychać więcej elektroniki. Nie boicie się podobnych komentarzy do tych, jakie padały chociażby pod adresem Hey w przypadku „MURP”, że się komercjalizują i starego Heya już nie ma?

Nie rozumiem jaki jest związek między stosowaniem elektroniki a posądzeniem o komercjalizację. Elektronika to kolejny środek wyrazu, otwierający nowe artystyczne światy. Kto lubi wyłącznie gitarowe granie niech słucha zespołów, które grają w ten sposób. Myślę, że decydującym jest tutaj nie rodzaj używanego instrumentarium, ale to, co ma się do powiedzenia.

W wywiadzie dla Neewsweeka powiedziałeś: „Malarz ma lepiej niż muzyk. Namaluje obraz i z głowy, może się zająć czymś innym. A od nas na koncertach ciągle wymagają, byśmy grali stare kawałki. Chociaż pisałem je w zupełnie innym momencie życia.” Wasz ostatni album powstał po pięcioletniej przerwie, w jakim momencie życia jesteście teraz? Co chcecie przekazać poprzez „Piosenki kolonialistów”?

Wydaje mi się, że odpowiedź jest zawarta właśnie w “Piosenkach kolonistów”. Autorzy, którzy interpretują rzeczy, które sami zrobili zawężają pole interpretacji. Nie można z odbiorców robić idiotów i próbować tłumaczyć im wszystko, jeden do jednego. Album otwiera piosenka “Kim”. Myślę, że zadawanie sobie pytania “kim jestem?”, jaką rolę odgrywam w tym życiu jest istotne. Być może nigdy nie uzyska się na nie ostatecznej odpowiedzi, ale samo zadawanie sobie tego pytania powoduje, że sprawy ustawiają się we właściwej perspektywie.

Jesienią zeszłego roku stuknęło Wam 30 lat działania na polskiej scenie. Czujecie potrzebę spojrzenia wstecz i podsumowania tego, co udało Wam się zrobić przez ten czas?

Nie widzę potrzeby, żeby podsumowywać. Nie leży to w mojej naturze. Interesuje mnie tylko przyszłość. Przeszłość, jeśli za dużo się o niej myśli, staje się balastem.

Znakiem rozpoznawczym Variété są poetyckie teksty. Czy to prawda, że Grzegorz Kaźmierczak nie rozstaje się z notesem i jego teksty powstają w przypływie chwili, a nie żmudnego główkowania?

Tak, jestem typem notesowca, mam całe kartony datowanych notesów – kiedy kończę jeden, zaczynam następny. Jako nastolatek, kiedy zacząłem pisać, chodziłem na spotkania literackie, wieczorki autorskie. Zobaczyłem wówczas, że ten rytuał poetycki jest martwy. Wtedy postanowiłem śpiewać swoje teksty. I od tego czasu pozostaję temu wierny. W pisaniu kluczowe jest dla mnie jedno: tylko te teksty, które są efektem jakiejś iluminacji, niezwykłości istnienia etc., są dla mnie ważne. Objawiają mi to, co normalnie jest niedostępne. Staram się prowokować takie momenty.

Wasza historia jest silnie związana z jarocińskim festiwalem, czy jest szansa, że Wasi fani będę mogli Was zobaczyć z nowym materiałem na tegorocznej edycji? 

Przepraszam, nie wiem jeszcze tego czy będziemy grali w tym roku w Jarocinie, rozmawiają o tym menagerowie.

Mateusz Mirecki